Gruzja -
- kraj geograficznie należący do Azji, ale mentalnie i kulturowo do Europy, kraj pięknych kamiennych cerkwi, katedr, kraj wina i znakomitej kuchni. Przejechaliśmy go z zachodu na wschód, będąc po drodze w większości jego regionów. Do odwiedzenia przy następnej wizycie obowiązkowo będą jeszcze dwa: przepiękna górzysta Swanetia na północnym-zachodzie i Tuszetia na północnym-wschodzie, leżące w górach Wysokiego Kaukazu z najwyższym szczytem po stronie Gruzji - Szcharą - 5193 m n.p.m..
Tymczasem rozpoczynamy naszą podróż na lotnisku w Kutaisi, skąd jednak natychmiast ruszamy na południowy zachód, na wybrzeże Morza Czarnego do
Batumi, położonego w
Adżarii.
Batumi -
- najcieplejszy kurort Gruzji - przywitało nas chłodem, chmurami wiszącymi nad portem
i nieustannym deszczem, w którym sylwetki Alego i Nino -
pomnik symbolizujący smutną historię ich miłości - wyglądały bardzo melancholijnie.
Inspiracja była powieść Kurbana Saida o uczuciu miedzy młodym Azerbejdżaninem i gruzińską księżniczką.
Jednak nazajutrz było nam dane zobaczyć kurort w nieco jaśniejszych barwach -
- z ładnie wyeksponowanym w słońcu, choć odległym widokiem na Park Cudów,
kończący 6-kilometrową promenadę biegnącą wzdłuż wybrzeża.
Na zakończenie wizyty w Adżarii nie mogę pominąć wspomnienia pysznego
chaczapuri po adżarsku,
które można zjeść tylko w tym regionie -
tu pyszny gorący, prosto z pieca placek przygotowywany jest z sadzonym jajkiem
(którego żółtko jest zawsze płynne, ale usmażone)
i pysznym roztapiającym się masełkiem.
Kutaisi -
położone w regionie Imeretia -
położone w regionie Imeretia -
- początki tego miasta sięgają
założonego około 40 wieków temu mitycznego królestwa Kolchidy,
łączonego z opowieścią o Złotym Runie i Argonautach.
Najcenniejsze zabytki to:
Katedra Wniebowzięcia NMP zwana Katedrą Bagrati
od imienia fundatora - króla Bagrata
Katedra Wniebowzięcia NMP zwana Katedrą Bagrati
od imienia fundatora - króla Bagrata
(978-1014).
W 1994 r. trafiła na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, ale od zakończenia prac konserwatorskich w 2012 r. trafiła na inną - tym razem niechlubną listę -
Dziedzictwa Zagrożonego, gdyż odbudowa została przeprowadzona
wbrew zaleceniom UNESCO - na zdjęciu po lewej stronie
widoczna jest... winda...
W 1994 r. trafiła na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, ale od zakończenia prac konserwatorskich w 2012 r. trafiła na inną - tym razem niechlubną listę -
Dziedzictwa Zagrożonego, gdyż odbudowa została przeprowadzona
wbrew zaleceniom UNESCO - na zdjęciu po lewej stronie
widoczna jest... winda...
Monaster Gelati z XII w., ufundowany przez króla Dawida Budowniczego.
Jest to kompleks kilku budowli, w skład którego wchodzi:
cerkiew św. Grzegorza,
akademia - świetna uczelnia, którą nazywano "drugim Atos" czy "nową Helladą", co świadczy o jej ówczesnym poziomie i oddziaływaniu na świat nauki i kultury.
Trzecią, największą budowlą jest katedra NMP ze wspaniałą mozaiką w absydzie.
Za katedrą znajduje się jeszcze cerkiew św. Mikołaja i dzwonnica.
Bardzo ciekawym i niespotykanym elementem monasteru jest grób króla Dawida Budowniczego, którego wolą było spocząć w miejscu, po którym mogliby przechodzić wierni zmierzający do monasteru. Stało się tak na znak pokuty i skromności władcy, którego styl życia przez większość lat był raczej mało skromny. Grób mieści się w bramie wejściowej i rzeczywiście nosi ślady wygładzenia przez setki stóp - dziś oczywiście jest zabezpieczony i stąpanie po nim jest zabronione.
Jest to kompleks kilku budowli, w skład którego wchodzi:
cerkiew św. Grzegorza,
akademia - świetna uczelnia, którą nazywano "drugim Atos" czy "nową Helladą", co świadczy o jej ówczesnym poziomie i oddziaływaniu na świat nauki i kultury.
Trzecią, największą budowlą jest katedra NMP ze wspaniałą mozaiką w absydzie.
Za katedrą znajduje się jeszcze cerkiew św. Mikołaja i dzwonnica.
Bardzo ciekawym i niespotykanym elementem monasteru jest grób króla Dawida Budowniczego, którego wolą było spocząć w miejscu, po którym mogliby przechodzić wierni zmierzający do monasteru. Stało się tak na znak pokuty i skromności władcy, którego styl życia przez większość lat był raczej mało skromny. Grób mieści się w bramie wejściowej i rzeczywiście nosi ślady wygładzenia przez setki stóp - dziś oczywiście jest zabezpieczony i stąpanie po nim jest zabronione.
Następnym regionem na naszej trasie był region
Samcche-Dżawachetia,
co znaczy "nowy zamek",
do którego dotrzemy nieco później.
Najpierw oczom naszym ukazał się w pewnym momencie trasy spektakularny widok na
Skalne miasto Wardzia -
- to kompleks wykuty w skale na lewym brzegu rzeki Mtkwari, powstały w
XII-XIII w. w okresie panowania Jerzego III i królowej Tamary.
Zespół pierwotnie budowany jako miasto-twierdza, stał się
warownym klasztorem,
który odegrał ważną rolę w politycznym,
kulturalnym, edukacyjnym i duchowym życiu kraju. W kompleksie
zamkowym znajduje się prawosławny kościół Wniebowzięcia NMP,
bogato zdobiony ściennymi malowidłami.
Później wizyta w Achalciche (ახალციხე) -
w odrestaurowanej Twierdzy Rabati, która, górując nad okolicą, dała nazwę regionowi.
"Cytadela datowana jest
"Cytadela datowana jest
na
XII w. We wcześniejszych czasach miasto
było
centrum regionu Samcche-Saatabago,
znajdowała
się tutaj rezydencja rządzących
nim
Atabagów. Najazdy Mongołów, Persów
oraz
Turków doprowadziły do zniszczenia
i
rozbicia regionu. Pod koniec XVI w. miasto
zostało
ostatecznie zagarnięte przez Turcję
i
stało się siedzibą paszy. Achalciche i prowincja
wróciły
potem na krótko do Gruzji
w
latach 20. XIX w.
Odrestaurowana
niedawno twierdza
jest
usytuowana
na wysokiej, skalistej górze, co
czyni
ją dobrze widoczną z każdego punktu
w
mieście. Na terenie warowni znajdują się
budynki
przypominające o tureckim panowaniu,
m.in.
meczet z minaretem i pałac."
(wg przewodnika "Gruzja" wydawnictwa "Travelbook")
Mimo ciągle towarzyszącego nam deszczu, nie sposób było nie zatrzymać się w
Bordżomi,
Bordżomi,
by spróbować naturalnej wody mineralnej Bordżomi, która jest ciepła, i pospacerować po parku o tej samej nazwie.
Potem zrobiło się poważniej, ale wcale nie mniej deszczowo, ponieważ dotarliśmy do
Gori -
- rodzinnego miasta Iosifa Wissarionowicza Dżugaszwili'ego, gdzie mieści się
Gori -
- rodzinnego miasta Iosifa Wissarionowicza Dżugaszwili'ego, gdzie mieści się
Państwowe Muzeum Józefa Stalina.
Obok głównego budynku Muzeum znajduje się przeniesiony tu, starannie obudowany, przykryty szklanym mozaikowym dachem dom rodzinny Stalina. Jego ojciec był szewcem, matka krawcową, byli bardzo ubodzy, wynajmowali w tym domu tylko jeden pokój z kilkorgiem dzieci, ale matka zwłaszcza dbała o małego Iosifa, szyjąc mu bardzo ładne ubrania.
- koszulki, kubki, termosy, fajki, czego tylko dusza zapragnie i nie zapragnie...
Nasze nie zapragnęły niczego, z wyjątkiem skorzystania z toalety,
do której prowadził czerwony dywan...
Wagon - salonka, którym podróżował, również udostępniony do zwiedzania w ramach jednego biletu - nam w zupełności wystarczyły zdjęcia wszystkich tych przybytków z zewnątrz.
Zresztą Stalin obecny jest w Gori wszędzie,
wystarczy popatrzeć na otaczające budynki, jest też aleja nazwana jego imieniem.
Ale jest też taki "zaułek wodza",
który mi osobiście najbardziej przypadł do gustu ;-):
Miłą przeciwwagą dla tej tematyki była cerkiew, do której zajrzałyśmy, ponieważ była niedziela i chciałyśmy choć chwilę spędzić w jej wnętrzu na prywatnym skupieniu i modlitwie. Okazało się, że wnętrze cerkwi jest bardzo gwarne i pełne miłych Gruzinów, którzy, widząc nas wahające się przy wejściu, natychmiast zaczęli wciągać nas do środka i poczułyśmy się bardzo swojsko. Akurat była jakaś duża uroczystość, która akurat kończyła się przygotowaniami do procesji z bardzo chyba starą i cenna ikoną, która staranie zabezpieczona została wyniesiona na zewnątrz.
I tak pięknie zakończyła się nasza niedziela w Gori -
kto by się spodziewał, prawda? :-).
Następny dzień to
Upliscyche,
zwana "Twierdzą Boga".
To skalne
miasto zbudowane na wysokim skalistym lewym brzegu rzeki Mtkwari,
zawiera partie budowane od II w. p.n.e. do późnego średniowiecza
i
wyróżnia się unikalnym połączeniem różnych stylów
architektonicznych.
Następnie długo oczekiwany przez nas przejazd słynną gruzińską drogą
wojenną prowadzącą do granicy gruzińsko-rosyjskiej.
Po drodze zatrzymalismy się w kompleksie architektonicznym
Po drodze zatrzymalismy się w kompleksie architektonicznym
Ananuri
z XVII złożonym z twierdzy z dwoma kościołami i widokiem na sztucznie utworzony, ale malowniczy zalew Żinwali.
Trasa wiodła przez malownicze partie wysokiego Kaukazu, szkoda tylko, że ciężkie deszczowe chmury rozproszyły się tylko na chwilę.
Na następny dzień i zmianę pogody czekaliśmy w hotelu w Gudauri z wielką nadzieją, ponieważ dalsza część gruzińskiej drogi wojennej i przejazd do Kazbegi (Stepancmindy) miał zapewnić wspaniałe widoki na
trasie od Gudauri wzdłuż rzeki Tergi do Kazbegi - głównego miasta
regionu. W Kazbegi czekała nas przeprawa samochodami z napędem na 4 koła przez
piękne lasy i doliny do kościoła św. Trójcy, znajdującego się
na wysokości 2170 m. Przy dobrej pogodzie można tam dostrzec jeden z
największych lodowców na Kaukazie - Kazbeg (5047m), do którego szczytu według
mitologii do szczytu Kazbeg został przykuty Prometeusz.
Nazajutrz, owszem, nastąpiła zmiana pogody, ale nie taka, jakiej oczekiwaliśmy - rano za oknem przywitał nas widok padającego śniegu, który był tak intensywny, że zasypał drogę do Przełęczy Krzyżowej i pozbawił nas wszystkich spodziewanych cudnych widoków na Kazbek i Wysoki Kaukaz...:-(((
W takim razie wdrożony został plan B, czyli jedyny słuszny chyba kierunek w tych warunkach pogodowych, czyli region
Kachetia,
słynący z upraw winorośli i produkcji najlepszych win, z których najbardziej smakowały nam Saperavi, Kindzmarauli i Achaszeni.
Oczywiście oprócz degustacji różnych gatunków wina, a nawet koniaku i chachy,
pojechaliśmy też do przepięknie położonego miasteczka
Signagi,
zwanego "miastem miłości", ponieważ, podobnie jak w amerykańskim Las Vegas,
można tam zawrzeć związek małżeński w urzędzie stanu cywilnego o każdej porze dnia.
Ale myślę, że nie to było dla nas najważniejsze, ale wyjątkowa architektura i atmosfera miasteczka, przypominająca nieco włoskie klimaty.
zwanego "miastem miłości", ponieważ, podobnie jak w amerykańskim Las Vegas,
można tam zawrzeć związek małżeński w urzędzie stanu cywilnego o każdej porze dnia.
Ale myślę, że nie to było dla nas najważniejsze, ale wyjątkowa architektura i atmosfera miasteczka, przypominająca nieco włoskie klimaty.
Będąc w Kachetii, nie sposób nie pojechać do
Bodbe -
- miejsca, w którym spoczywa św. Nino, najważniejsza święta w Gruzji.
To ona przyniosła na te ziemie chrześcijaństwo. Pierwszy krzyż splotła z delikatnych i giętkich gałązek winorośli i związała własnymi włosami - dzięki temu jest bardzo charakterystyczny - z opadającymi ramionami i jego wyobrażenia spotyka się w całej Gruzji. Oryginał przechowywany jest w katedrze Sioni w Tbilisi.
Tbilisi -
- stolica i największe miasta Gruzji.
Miasto zajmuje powierzchnię 372 km kw. i liczy ok miliona
mieszkańców. Powstało w V wieku naszej ery za panowania Vakhtang
Gorgasali, gruzińskiego króla Kartli (Iberia).
Może zamiast długiej historii miasta, po prostu legenda o powstaniu Tbilisi, która być może powie nam znacznie więcej o tym niezwykłym mieście:
"Wachtang
Gorgasali, władca wschodniogruzińskiego
państwa
Iberia, wybrał
się
na polowanie. Król wraz z drużyną
kierował
się na południe od ówczesnej
stolicy
swego państwa – Mcchety. W jednej
z
górskich dolin jego strzała dosięgła
jelenia.
Ranne zwierzę zaczęło uciekać,
wpadło
do źródła i po krótkiej kąpieli
zdrowe
wyskoczyło z wody i cudownie
uleczone
pognało dalej. Zdumiony
król
zbliżył się do źródła i zobaczył,
że
ze skał tryska ciepła woda, która ma
cudowne
moce uzdrawiające. Nie myśląc
długo,
postanowił w tym miejscu
zbudować
swoją siedzibę. Nową stolicę
państwa
nazwał Tbilisi, co miało nawiązywać
do
gruzińskiego przymiotnika
tbili,
czyli „ciepły”. Tak powstało miasto
położone
na ciepłych siarkowych źródłach
– Tbilisi."
(wg przewodnika "Gruzja" wydawnictwa "Travelbook")
łaźni tureckich.
"Carskie banie
(łaźnie) zlokalizowane są pod ziemią, przykryte
kopułami i doświetlone przeszklonymi
otworami w ich szczytach. Abanotubani,
czyli dzielnica łaźni, jest najstarszą częścią
miasta – liczy ok. 15000 lat! Dokument perski
z XIII w. wspomina, że w Tbilisi istniało
niegdyś 68 łaźni z wodą o temperaturze
24–27°C."
Do górującej nad miastem twierdzy Narikala, z której roztacza się piękny widok na całe miasto, można wjechać kolejką linową.
Cerkiew Cminda Sameba - widoczna jest z bardzo wielu punktów miasta -
- Katedra Świętej Trójcy, jest znana również jako "Budowla Tysiąclecia" i jest największą prawosławną katedrą w Gruzji oraz na całym
Kaukazie, mierzącą prawie 100 metrów wysokości.
"Sercem Starego Miasta jest katedra
Sioni, jeden z najważniejszych obiektów
sakralnych Gruzji. Świątynia do wybudowania
w 2004 r. soboru Trójcy Świętej (Cminda
Sameba) była główną katedrą Gruzji oraz
siedzibą zwierzchnika Gruzińskiego Kościoła
Prawosławnego – katolikosa (obecnie
Eliasza II). Pierwsza cerkiew w tym miejscu
powstała w VI w., zaś monastyr, którego
częścią jest świątynia, prawdopodobnie na
przełomie XI i XII w. Niestety, Sioni w ciągu
stuleci mocno ucierpiała z powodu ataków
nieprzyjacielskich, dlatego też budowli,
którą dzisiaj podziwiamy, nie można uznać
za dzieło jednej epoki."
(wg przewodnika "Gruzja" wydawnictwa "Travelbook")
"W katedrze przechowywana jest najcenniejsza
relikwia Kościoła gruzińskiego –
krzyż św. Nino. Według legendy, św. Nino
ukazał się Chrystus i skierował ją na Kaukaz,
by głosiła wiarę wśród pogan. Posłuszna
św. Nino ruszyła więc z Kapadocji na północny
wschód, po drodze tworząc krzyż
z gałązek winorośli związanych puklem włosów.
Zgodnie z kolejną legendą, gdy święta
dotarła już do dawnej Iberii, na dwór króla
Miriana III, przekonała władcę do przejścia
na wiarę chrześcijańską, w cudowny sposób
uzdrawiając jego chorą żonę. Tak oto
w 337 r. Gruzja przyjęła chrzest."
(wg przewodnika "Gruzja" wydawnictwa "Travelbook")
W całym Tbilisi nie brakuje ciekawych ławeczek z kutymi oparciami,
sprzyjającymi "wykuciu " ;-) na pamięć alfabetu gruzińskiego -
a naprawdę warto -
zarówno usiąść, jak i nauczyć się tych ślicznych literek, które przypominają zakręcone gałązki winorośli.
a naprawdę warto -
zarówno usiąść, jak i nauczyć się tych ślicznych literek, które przypominają zakręcone gałązki winorośli.
Niedaleko Tbilisi (w odległości 25 km) położona jest
Mccheta -
- starożytna stolica i centrum religijne Gruzji liczące 3000 lat.
Na miejscu można zobaczyć wpisaną na listę UNESCO katedrę Sweticchoweli z XI w.
"W
I w. do Mcchety powrócił z Jerozolimy,
w
której był świadkiem męczeńskiej
śmierci
Jezusa, Eliasz, żydowski mieszkaniec
tego
miasta. Przywiózł ze sobą
chiton
Chrystusa. Legenda mówi, że
w
mieście powitała Eliasza jego siostra,
Sidonia.
Gdy dowiedziała się, jak cenną
rzecz
przywiózł jej brat, przycisnęła szatę
do
piersi i padła rażona wielką trwogą.
Pochowana
została wraz z szatą w królewskich
ogrodach,
później na jej grobie
wyrósł
cedr libański. Po przyjęciu przez
Gruzję
chrześcijaństwa w IV w., na polecenie
króla
Miriana drzewo zostało
ścięte,
a nad grobem Sidonii
postanowiono
wybudować chrześcijańską
świątynię.
Ze ściętego drzewa przygotowano
siedem
kolumn. Jedna z nich
okazała
się cudowna: sama wzniosła się
w
powietrze i nikt nie potrafił sprowadzić
jej
z powrotem na ziemię. Kolumna opadła
dopiero
po całonocnych modlitwach
św.
Nino, umożliwiając tym samym budowę
świątyni.
Była to Sweti Cchoweli –
„kolumna
dająca życie”, od której katedra
wzięła
swoją nazwę. „Dająca życie”, gdyż
wedle
ludowych wierzeń kolumna ma
właściwości
uzdrawiające."
(wg przewodnika "Gruzja" wydawnictwa "Travelbook")
Katedra jest zachwycająco zdobiona płaskorzeźbami wykonanymi w kamieniu o różnych kolorach:
I teraz już naprawdę na koniec - zdjęcie jednego z nieustannie zadziwiających swą formą architektoniczną posterunków policji:
(Wszystkie cytaty i większość opisów historyczno-geograficznych na podstawie przewodnika "Gruzja" wydawnictwa "Travelbook")
Katedra jest zachwycająco zdobiona płaskorzeźbami wykonanymi w kamieniu o różnych kolorach:
Po uczcie dla ducha i oczu, już prawie na koniec naszej podróży dwie ważne sprawy - najlepsze chinkali, czyli gruzińskie pierożki jadłyśmy właśnie w Mchcecie:-),
I druga rzecz, o której chciałabym wspomnieć - czcionka, której używam nie nazywa się inaczej, tylko... "Georgia" - czyli tak, jak angielska nazwa Gruzji :-)
Zastanawiałam się, co byłoby najlepszym podsumowaniem Gruzji i choć trudno znaleźć jedna taka rzecz, ponieważ to bardzo różnorodny kraj, to jednak zdecydowałam się na tamadę - mistrza toastów podczas uczty, ponieważ wydaje mi się, że jego osoba łączy gruzińską tradycję i historię ze współczesnością, przywołuje przepyszne gruzińskie dania i wina, i uosabia duszę tego narodu.
Gruzja to kraj bardzo życzliwych, otwartych i gościnnych ludzi, pięknych krajobrazów, cennych kamiennych cerkwi, pysznego jedzenia - słowem - kraj, do którego warto wracać!
GAUMARDŻOS!