Seljalandsfoss to wielka atrakcja w postaci hektolitrów wody spadającej z wysokości 60 m i rozpylanej w postaci mgiełki rozwiewanej przez wiatr. Nietypowe w tym wodospadzie jest to, że można podejść od drugiej strony i oglądać go od wnętrza, ponieważ przelewa się przez wystający nawis skalny i można - niesamowite wrażenie:)
Dosłownie kilkadziesiąt metrów dalej, również tuż przy głównej drodze, ale mocno schowany znajduje się drugi wodospad - Gljufrabul, o którym wiedzą tylko wybrańcy i wtajemniczeni - a wodospad jest cudowny - ukryty za szczeliną skalną, spada mnóstwem strużek, kotłując się u góry. Jest ukryty jakby w małym kotle skalnym i aby się dostać do środka trzeba przejść po rzecznych kamieniach lub (w zależności od poziomu wody) boso po kostki w wodzie (znam takich, którzy zrobili to w lodowatej wodzie w listopadzie i nigdy nie żałowali!:)), chwytając się mokrych skał lub mokrych turystów;), z którymi trzeba minąć się na śliskich kamieniach. Wodospad jest absolutnie przepiękny - prawdziwy ukryty skarb!
Nieco dalej, po całkiem niedługim spacerze można dotrzeć do podnóża samego lodowca Eyjafjallajokull,
Tak na pozór "chłodno" pożegnała nas Islandia, ale trzeba pamiętać o tym, że zazwyczaj pod białą skorupą lodowców znajdują się ogniste wulkany z bulgoczącą lawą.
Nie bez powodu przecież Islandia nazywana jest krainą lodu i ognia.