Wolność!!
Wolność, którą daje brak opadu za oknem - wreszcie!
Trzy dni przymusowego siedzenia w domu to wystarczająco długo dla kogoś, kto przyjechał w góry bynajmniej nie po to, by zza szyby oglądać smętne strugi deszczu, które skutecznie z godziny na godzinę pozbawiają jakiejkolwiek nadziei na krótki choćby spacer.
Poranek dzisiejszy był jeszcze szarawy, ale jakaś ledwo uchwytna zmiana w charakterze porannego światła mówiła nieśmiało, że już nie pada.
I tak było w istocie.
Zatem w radosnym nastroju, zaraz po pysznym śniadaniu, niezrażone temperaturą w zawrotnej liczbie plus 3 stopnie, za to zachwycone brakiem wody w powietrzu, porwałyśmy w dłonie wiklinowe koszyki i wyruszyłyśmy na poszukiwanie grzybów. O ile las nietrudno było znaleźć, ponieważ tu wszędzie jest las, o tyle miejsca, w których spodziewałyśmy się znaleźć grzyby były odcięte totalnie błotnistą drogą lub wezbranym strumykiem. W tej sytuacji zaczęłyśmy odkrywać inny las, w którym znalazłyśmy prawie wszystkie szlachetne gatunki grzybów jadalnych i niezliczone ilości niejadalnych.
Nasze znaleziska były reprezentowane przez następujące okazy: kurki - w liczbie : 4 ( słownie: cztery), podgrzybek - w liczbie: 1 (słownie: jeden), prawdziwek - w liczbie 1 (słownie: jeden) :-))))). Po takich zbiorach i zachłyśnięciu się cudownym leśnym powietrzem, silnie podbudowane psychicznie, niemal w euforii, że grzyby zaczęły rosnąć, wróciłyśmy do domu na ciepłą herbatkę i lunch.
Oczywiście las jest pełen różnych innych cudowności, które również warto było zabrać ze sobą, choćby tylko na karcie pamięci.
Wśród nich były:
Wśród nich były:
huba dwubiegunowa, zauważona przez Dagę,
leśne ukwiały,
leśny aster,
oraz bukowa ekspozycja, ułożona jak na tacy w leśnym poszyciu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz