Dobrze się dzieje, że czasem pewne formalności, przyziemne sprawy, które trzeba załatwić w urzędzie lub w sądzie, są okazją do tego, by powrócić do świata, którego już nie ma - do krainy naszego dzieciństwa, do beztroskich letnich dni spędzanych przez wiele lat u babci na wsi.
Na szczęście czas dotyka tylko rzeczy, ale nie wspomnień.
A one, skonfrontowane z nami, teraz już tak zwanymi dorosłymi ludźmi, w naszej teraźniejszości, są przecież ciągle jej nieodłączną częścią, poza tym zawsze jest w nas "dziecko", z którego nigdy tak całkiem nie wyrośliśmy, i wyrosnąć tak naprawdę nie chcemy.
Bo przecież to wszystko było tak niedawno... a i teraz jest na wyciągnięcie myśli...
Bo przecież to wszystko było tak niedawno... a i teraz jest na wyciągnięcie myśli...
I z tych wszystkich źródeł oraz z pozostałości rzeczy materialnych możemy czytać jak z księgi - wydawałoby się, dawno już zamkniętej...
Z każdego zakątka podwórka babci, ze wszystkich dawnych zabudowań - mieszkalnych i gospodarczych, choć tak niewiele z nich po latach już zostało, ponieważ od dawna nikt już tam nie mieszka - gdzie nie spojrzeć, nagle wykwitają w myślach obrazy - jak żywe - zawias okna, przez które tyle razy wpadało poranne wakacyjne słońce, wyciągając nasze potargane głowy spod pierzyn,
dawny kurnik, do którego codziennie chodziło się po świeże, szczęśliwe - jak je dzisiaj nazywamy, a wtedy najnormalniejsze w świecie - jajka; dziś zostały po nim, oprócz ścian, tylko stare drzwi, ale z nowym, przebijającym się życiem - życiem, które przecież nigdy nie uznaje pustki i wypełnia sobą każdy brak.
A Pani Wiosna jest bogaczką, która ma wszystkiego mnóstwo. Teraz głównie do niej należy także nasza stara grusza przy stodole, ubrana na biało w miliony drobnych kwiatów, a latem uginająca się pod ciężarem dojrzałych słodkich owoców, tak ulubionych również przez osy, z którymi zawsze przychodziło nam się zmierzyć.
Własnością Pani Wiosny jest również pas zielonej łąki za stodołą - świadka naszych dziecięcych zabaw
oraz okno do innego świata - do naszej prywatnej małej Narnii, którą dzieliliśmy z sąsiadami.
I choć dziś wszystko jakby nieco zmalało, zmniejszyło swoje rozmiary, to do ożywienia wspomnień potrzeba przecież tak niewiele...
I okruchy pamięci składają się na obraz, który wciąż karmi nasze dusze.
Ławka! Ławka przed domem jeszcze. Na której czasem nas bywało tabun dzieciaków. Kiedyś liczyłem i dziewięcioro mi wyszło.
OdpowiedzUsuń