Kraina niesamowicie bogata pod każdym względem - historycznym, geograficznym i turystycznym; to góry, zamki, kopalnie różnych minerałów i sztolnie, uzdrowiska, opactwa, kościoły różnych wyznań, bliskość granicy z Czechami i atrakcje u naszych sąsiadów, takie jak na przykład cudowne Skalne Miasta.
Pojechaliśmy tam głównie po to, by zobaczyć właśnie dwa z nich - Teplice nad Metuji i Adrspachske Skalni Mesto.
Oba te rezerwaty przyrody nieożywionej były bezapelacyjnie cudowne, niepowtarzalne i zaskakujące, o czym będzie w następnej części, ale jednak, mimo wszystko, najbardziej niezwykłym i zaskakującym miejscem, które odwiedziliśmy, była
cerkiew prawosławna pod wezwaniem Michała Archanioła w Sokołowsku.
Maleńka, schowana za drzewami w parku zdrojowym tego bardzo znanego niegdyś uzdrowiska,
przepięknie odnowiona,
absolutnie zawładnęła naszymi myślami i uczuciami i dla mnie osobiście to właśnie ona, zupełnie niespodziewanie, stała się najwspanialszym miejscem okolic Wałbrzycha, które już na zawsze pozostanie w moim sercu.
Stało się tak jednak nie tylko za sprawą samej budowli, ale głównie dzięki
bratu Łukaszowi - opiekunowi cerkwi, który zapoznał nas z jej niełatwą, bolesną historią.
Ale jej teraźniejszością są właśnie takie osoby, jak mitrat - ks. Eugeniusz Cebulski, czyli proboszcz cerkwi, którego również mieliśmy okazję poznać,
i brat Łukasz - młody mnich, którego słowa trafiały wprost do serca. Mówił o historii, o duchowości, o ekumenizmie w przepiękny sposób
- w jego słowach czuć było uduchowienie i prawdę, którą ten mnich - pustelnik żyje na co dzień.
Były to słowa nienarzucające nikomu swojej prawdy, niechcące przekonywać na siłę, pełne spokoju i pokoju, piękna człowieka, który brał je ze swojego wnętrza, z życia modlitwą i pracą, niewyuczone, niewyklepane i niebanalne, mocne w swej głębi, i stąd właśnie brała się ich siła, niesamowita autentyczność, która skłaniała do refleksji, zapraszała do zagłębienia się w życie, jakie ten człowiek prowadzi - w ciszy i zgodzie z Bogiem, z samym sobą i z innymi ludźmi.
Pokój i cicha radość płynęły od niego w niemal namacalny sposób i nie chciało się wychodzić z tego przepięknego wnętrza świątyni wypełnionego modlitwą i ciszą.
Przez wiele godzin po opuszczeniu cerkwi miałam ją nadal bardzo żywo w swoim sercu i myślach i ilekroć przypomnę sobie to niezwykłe miejsce i niezwykłego człowieka, nadal bardzo ciepło o nich myślę.
Jednak po zakończeniu wizyty w cerkwi uświadomiłam sobie, że brat mówił o wszystkim i wszystkich, tylko w swojej skromności nic właściwie nie powiedział o sobie i nawet nie wiedzieliśmy, jakie ma imię i bardzo mnie to "męczyło", ponieważ imię, jakie każdy z nas nosi, jest zawsze ważne i chciałabym je znać, kiedy już miałam z kimś kontakt.
Dzięki Beatce, która bardzo skutecznie poszperała w zasobach internetu, mogłam poznać nie tylko jego imię, ale dowiedzieć się nieco więcej o nim z artykułu - wywiadu zamieszczonego w "Dzienniku Wałbrzyskim". Nie oddaje on niestety nawet w części niezwykłego ducha i osobowości brata Łukasza, ale i tak warto przeczytać:
Nie mogę nie powiedzieć również kilku słów o historii cerkwi
- a jest to zadziwiająca "Historia cudami pisana"
- jak zatytułowany został artykuł zamieszczony w gazecie "Gość Świdnicki".
Jest to chyba najtrafniejsze streszczenie, jakie można sobie wyobrazić, ponieważ niemożliwe jest, by taka historia przywracania cerkwi najpierw jej sakralnej funkcji, a potem należnej jej godności i piękna, była przypadkowym zbiegiem okoliczności...
Poniżej cytuję jego fragmenty, a całość można znaleźć pod linkiem:
"Na wprost wejścia do świątyni, tam, gdzie powinien
znajdować się obraz ołtarzowy, stał kredens. W prezbiterium
umiejscowiono kuchnię, a pod kopułą świątyni sypialnie – taki
obraz zobaczył ks. mitrat Eugeniusz Cebulski, gdy pierwszy raz
stanął przed cerkwią w podwałbrzyskim Sokołowsku.(...)
Cud
pierwszy: wiem, że to Dom Boży
Ks.
Eugeniusz wybrał się do Sokołowska. – Radość mieszała się z
przerażeniem – wspomina emocje sprzed kilku lat. – Cerkiewka
była przepiękna, usytuowana na niewielkim wzniesieniu, wśród
zieleni. Jednak dobudowano do niej taras, rozpięto na nim hamak.
Kopuły nie wieńczył krzyż.
– Spytałem
wprost właściciela, czy byłby gotów odsprzedać budynek. Pamiętam
jak dziś – głos ks. Eugeniusza łamie się. – Zapadła cisza...
Gospodarz obrócił się do mnie plecami, a przodem do budynku...
Zacząłem modlić się o natchnienie Ducha Świętego dla niego...
„Wiem, że to Dom Boży. Dogadamy się” – usłyszałem po
chwili – mówi proboszcz.
-Gdy
właściciel przedstawił cenę, radość się skończyła –
kontynuuje opowieść ks. Eugeniusz.(...)
Cud
drugi: spotkaliśmy ludzi
Po
kilku kolejnych miesiącach do fundacji Renovabis zgłosił się pan,
który wyraził chęć dofinansowania jednego z projektów. Gdy
przeglądał listę wniosków, zwrócił uwagę na... cerkiew w
Sokołowsku. „A to?” – miał spytać. „Tym się nie
zajmujemy, projekt odrzucony” – usłyszał od pracownika. „Ale
ja chcę sfinansować właśnie to”. – Okazało się, że pan na
cele charytatywne chciał przeznaczyć dokładnie taką kwotę,
jakiej potrzebowaliśmy na wykup świątyni! – emocjonuje się ks.
Cebulski. Po chwili dodaje: – Nie znamy nazwiska darczyńcy. Nigdy
go nie poznaliśmy. Tu ks. Eugeniusz wykonuje szeroki znak krzyża.
Na moje zdziwione spojrzenie odpowiada: – To moja modlitwa za
niego. Pamiętamy o nim podczas każdego nabożeństwa w Sokołowsku,
podobnie podczas modlitw odprawianych w cerkwi we Wrocławiu. Bóg
zapłać!
Gotowi
na kolejne cuda
(...) Chcemy stworzyć miejsce
spotkań ludzi różnych tradycji i narodowości. Chcemy dać im
możliwość poznania się i zaprzyjaźnienia, dostrzeżenia tego, co
dzieli, ale i tego, co łączy – deklaruje ks. Cebulski."