Są fotografie, pokazujące piękno życia i świata, w którym żyjemy, ale są też inne - tak samo ważne, a może i ważniejsze, ukazujące ludzkie tragedie i cierpienie. Taką fotografią jest w dużej części fotografia reportażowa z krajów objętych wojną lub różnymi klęskami. Takim rodzajem fotografii zajmował się Kevin Carter - południowoafrykański reporter urodzony w Johannesburgu w rodzinie brytyjskich emigrantów.
(źródło: www.pl.wikipedia.org)
To on jest autorem jednej z najbardziej znanych fotografii na świecie.
Jednocześnie jest to najsłynniejsza fotografia, jaką on sam zrobił w swoim życiu i w ostatecznym rozrachunku zapłacił za nią najwyższą cenę...
Kevin Carter, Sudan, marzec 1993 rok
(źródło: www.en.wikipedia.org)
Dla mnie ten obraz jest wyjątkowo silny i przejmujący. Podobnie jak okoliczności, w jakich powstał i wpływ, jaki to jedno jedyne zdjęcie wywarło na całe życie Kevina Cartera.
Chciałabym za chwilę opowiedzieć o historii jego powstania. Chciałam opisać to własnymi słowami, ale one nie oddałyby wszystkiego, co jest z nią związane. Dlatego całkowicie oddaję głos przyjaciołom Kevina, którzy razem z nim pracowali jako fotoreporterzy. Po jakimś czasie dwóch z nich napisało książkę o ich wspólnej pracy w warunkach, które zawsze były bardzo trudne i wymagające.
Zanim przeczytałam książkę, najpierw obejrzałam zrealizowany na jej podstawie film pod takim samym tytułem, który również warto obejrzeć, ponieważ rzadko zdarzają się takie obrazy.
Od tego momentu upłynęło już sporo czasu, ale wszystko to było tak wstrząsające, że trudno mi o tym zapomnieć...
Cytat z książki jest dość długi, ale myślę, że dopiero całość tej historii, od początku do końca, daje wyobrażenie o sytuacji, w jakiej powstało to zdjęcie i o dalszych losach jego autora...
Greg Marinovich & Joao Silva:
"Bractwo Bang Bang. Migawki z ukrytej wojny" :
Jest rok 1993,
Afryka. Kevin Carter i Joao Silva – dwóch fotografów czeka na
możliwość dostania się do ogarniętego wojną Sudanu, ale jest to
praktycznie niemożliwe.
„Postanowili,
że odczekają jeszcze dwa dni, a jeśli nic się nie zmieni –
ruszają do domu. I wtedy otrzymali wiadomość, na którą czekali (...). Następnego popołudnia byli już w powietrzu, upojeni
zmianą, jaka nastąpiła w ich losie. Trzy godziny później
wylądowali tuż przy północnej granicy Kenii, w osadzie
Lokichokio, kilkaset metrów od Sudanu.(...)
- Co nas
tu czeka, jak myślisz? - zapytał Kevin. (…)
-
Muchy i głodni ludzie, z tego, co słyszałem – odparł. (…)
Dwie
godziny później ich samolot wylądował w maleńkiej
południowosudańskiej osadzie o nazwie Ayod.(...) Głodni wieśniacy
oblegli samolot, żeby jak najprędzej dostać swoją porcję odżywczych herbatników i mąki kukurydzianej.(...) Pierwsza dostawa
żywności po miesiącach przerwy przyciągnęła tłum głodnych
Sudańczyków. Ubrani byli w połatane szmaty lub chodzili nago.(...)
Zdjęcia
były wszędzie. Kevin dostrzegł Joao i szedł ku niemu szybkim
krokiem, rozgorączkowany:
-Człowieku!
- Jedną rękę położył na ramieniu Joao, drugą dłonią zakrył
sobie oczy. - Nie uwierzysz, co przed chwilą sfotografowałem! -
Ocierał oczy, ale nie było w nich łez, jakby próbował wymazać
obraz wypalony na siatkówce.(...) - Fotografowałem to dziecko
kucające na ziemi, i zmieniłem kąt, i nagle za nim pojawił się
ten sęp! Kevin był podekscytowany, mówił prędko. - Strzelałem
dalej - zrobiłem prawie cały film! (...).
-Gdzie?-zapytał.
Miał nadzieję uchwycić tę niezwykłą scenę, musiał zrobić
takie zdjęcie.
-Tutaj!
- zawołał Kevin, gorączkowo pokazując miejsce jakieś
pięćdziesiąt metrów dalej. Joao zobaczył dziecko leżące na
suchej, szaro-brązowej ziemi. Wyglądało jak to, które
sfotografował przed chwilą, ale ani wtedy, ani teraz nie było tam
żadnego sępa.
-Odgoniłem
go! - Kevin miał dzikie spojrzenie, mówił za szybko, gubiąc
słowa.(...)
Telefon od
fotoedytora „The New York Timesa” Nancy Buirski obudził mnie w
środku nocy.(...) Nancy Buirski chciała wiedzieć, czy nie mam
czasem aktualnych zdjęć z Sudanu. Robili artykuł i musieli go
zilustrować.(...).Powiedziałem, że mam przyjaciela, który wrócił
stamtąd przed paroma dniami ze wspaniałym zdjęciem sępa
czyhającego na wygłodzone dziecko, które upadło na ziemię.
Spytałem, o jakie zdjęcia im właściwie chodzi. Nancy, która
zadzwoniła do mnie, nie licząc na wiele, bardzo się
zainteresowała. Dałem jej numer telefonu Kevina. Miałem dziwne
uczucie, wypuszczając to zdjęcie w świat, jakby zazdrości.
Wiedziałem, jak wiele innych osób, że zdjęcie zrobi karierę,
mówiłem o tym Kevinowi, zachęcając go, żeby je w pełni
wykorzystał, ale kiedy zadzwoniła do mnie Nancy Buirski, miałem
taką chwilę, kiedy pomyślałem, że nie powiem jej o tej
fotografii. Było to głupie, przemijające uczucie, może brało się
stąd, że Kevin zrobił to zdjęcie obiektywem pożyczonym ode mnie,
może chciałem pozostać jedynym z Południowej Afryki, który
zdobył Pulitzera. Bez wahania powiedziałem Nancy Buirski o zdjęciu
z sępem, ale długo niepokoił mnie egoizm tamtej krótkiej, pełnej
żalu myśli.(…)
Nancy
pamięta, że po publikacji ludzie zaczęli dzwonić do redakcji.
Pytali, co stało się z dzieckiem. Zadzwoniła więc do Kevina i go
o to spytała. Powiedział, że dziewczynka doszła do stacji
żywienia. „Pomogłeś jej?” „Nie, wstała i poszła do centrum
żywienia, byliśmy bardzo blisko, budynek był w polu widzenia”.
„Więc, nie zrobiłeś nic, żeby jej pomóc?” „Nie, ale wiem,
że tam dotarła, widziałem ją”.
„Times”
opublikował notkę mówiąca, że dziewczynka dotarła do stacji
żywienia. Ale Nancy Lee nie była usatysfakcjonowana. „Pamiętam,
że Nancy Buirski i ja czułyśmy się niewyraźnie. Jeżeli był tak
blisko stacji, a dziecko leżało na ziemi, dlaczego po zrobieniu
zdjęcia – co było, moim zdaniem, ważne – nie poszedł tam i
nie wezwał pomocy? Co się robi w takich sytuacjach? Co jest
obowiązkiem dziennikarza w takich sytuacjach? Co jest obowiązkiem
dziennikarza w obliczu tragedii? Nie wiem; myślę o tym z punktu
widzenia humanitarnego i z punktu widzenia dziennikarskiego. Jeżeli
ma się zdarzyć coś strasznego, czemu można zapobiec, a
dziennikarz wykonał już swoją pracę, dlaczego miałby nie
spróbować? To mnie, jako człowieka, niepokoiło. Mógł to zrobić,
to by go nic nie kosztowało. Dziecko ważyło pewnie z pięć kilo.
Mógł je podnieść i zanieść do tego ośrodka, mógł sam tam
pójść i wezwać kogoś, kto by po nie poszedł, cokolwiek. Nie
lubię osądzać ludzi, nie było mnie tam, nie wiem, jaka była
sytuacja, nie wiem. Ale ja bym pomogła tej dziewczynce, ja, jako
osoba”.(...)
W „The
New York Times” edytorzy zastanawiali się, czy zgłosić zdjęcie
z sępem autorstwa Kevina do nagrody Pulitzera. Kevin nigdy dla nich
nie pracował – kupili od niego tylko jedno zdjęcie i byli pod
presją własnych dziennikarzy, którzy chcieli się ubiegać o
najbardziej prestiżową nagrodę w branży. „The New York Times”,
najlepsze pismo świata, zgarniał nagrodę wielokrotnie, ale nigdy
za fotografię, kiedy więc nadszedł czas nominacji, przedstawili
zdjęcie Kevina – bez wątpienia najbardziej wstrząsający obraz,
jaki opublikowali tamtego roku.
„The New
York Times” dowiedział się, że zdjęcie Kevina zwyciężyło, na
kilka dni przed oficjalnym ogłoszeniem wyników, 12 kwietnia 1994
roku. Nancy Lee, edytor działu fotograficznego, i Nancy Buirski,
edytor zdjęć zagranicznych, próbowały znaleźć sposób, żeby
pozostać z Kevinem w kontakcie, nie mówiąc mu o nagrodzie. Buirski
zadzwoniła więc do Kevina i powiedziała mu, żeby był w
pogotowiu, ponieważ będzie miała dla niego robotę. (…) Kevin
był zachwycony, ze może zostać w domu i jeszcze zapłacą mu za to
dniówkę. Żeby to uczcić, poszedł i kupił mandrax, daggę i
kompletnie się naćpał.
Dokładnie
o piętnastej, kiedy w Nowym Jorku ogłoszono nazwiska zwycięzców,
„The New York Times” uzyskał połączenie konferencyjne z
Johannesburgiem. Nancy Buirski rozmawiała z Kevinem pierwsza.
- Kevin,
mam dla ciebie dobra i złą wiadomość. Zła wiadomość jest taka,
że nie mam dla ciebie zlecenia, dobra – że zdobyłeś Pulitzera
za swoje zdjęcie z sępem!
Nancy Lee
wspomina, że Kevin nie zrozumiał, mamrotał jakieś głupoty. W
Nowym Jorku kobiety spojrzały na siebie ponad biurkiem z rozpaczą.
Spróbowały jeszcze raz:
- Kevin,
dostałeś Pulitzera za swoje zdjęcie z Sudanu!
Ale Kevin
był tak naćpany, że ględził bez sensu o tym, jak paskudnie mu
teraz w życiu.(...)
„The New
York Times” po raz pierwszy zdobył Pulitzera za fotografię. (…)
Zdjęcie wywołało sensację (...). Przeszywający serce wizerunek
głodującego, bezsilnego dziecka obserwowanego przez sępa wywołało
nieuchronne pytanie:”Co stało się z dziewczynką?, a zaraz po nim
następne:”Co zrobił fotograf, żeby jej pomóc?”.
Na Kevina
spadł grad pytań. Nie mógł powiedzieć im że po prostu zostawił
dziecko, że nie znajdowało się w bezpośrednim niebezpieczeństwie,
ponieważ wiadomo, że sępy nie atakują niczego, co zdradza jeszcze
oznaki życia. Nie mógł powiedzieć, że dziecko nie umarłoby z
głodu, ponieważ centrum żywienia dożylnego, znajdowało się w
odległości zaledwie stu metrów. Z początku Kevin mówił że
odgonił sępa, a potem usiadł pod drzewem i płakał. Nie wiedział,
co się stało z dzieckiem. Ale pytania nadal napływały i zaczął
zmyślać. Że widział, jak dziecko wstało i poszło w stronę
kliniki. To uspokoiło wiele osób co od losów dziecka, ale nie
uwolniło Kevina od moralnego dylematu: dlaczego po zrobieniu zdjęcia
po prostu nie podniósł małej i nie zabrał do ośrodka leżącego
sto metrów dalej? (…).
Dobre
zdjęcia. Tragedia i przemoc z pewnością tworzą mocne obrazy. Ale
przy każdym takim ujęciu ściągany jest haracz: trochę tych
emocji, wrażliwości i empatii, które sprawiają, że jesteśmy
ludźmi, ginie przy każdym zwolnieniu migawki.(...)
Cokolwiek
Kevin mówił, odpierając krytykę swojego postępowania, ja – i
wielu jego przyjaciół – czułem,że zrobił to zdjęcie w
nadziei, że będzie wolne od negatywnej strony jego osobowości i
charakteru. Była to ucieczka od tego, jak postrzegał samego siebie
- jako nieudacznika. To była chwila chwały, moment doskonałości.
Ale zdjęcie nie było od niego wolne – pytania pozostały i
gnębiły Kevina. W „American Photo” powiedział: „Jest to
najlepsze zdjęcie, jakie zrobiłem w całej mojej dziesięcioletniej
karierze, ale nie chcę powiesić go na ścianie. Nienawidzę
go.”(...)
Ale sukces
oznaczał również ogromną presję – trzeba było odnosić go
nadal. Za każdym razem gdy brał do ręki aparat, czuł, że musi
osiągnąć poziom zdjęcia z sępem. (…) Wiedział, ze złośliwych
uwag, jakie robiono, że zdjęcie z „papużką" (jak w gronie
fotografów żartobliwie nazywano słynne ujęcie), uważane jest za
łut szczęścia. (…)
Czuł, że
wszystko, co zrobił w przeszłości, zostało przyćmione przez to
jedno zdjęcie. Wymagania, jakie stawia przed nim Pulitzer,
paraliżują go do tego stopnia, że nie jest w stanie pracować, boi
się fotografować, żeby się nie okazało, że obniżył loty.(...)
„Wszystkie
drzwi, jakie pootwierałem sobie po zdobyciu Pulitzera, zamykają mi
się przed nosem. Nikt nie będzie chciał ze mną pracować,
ponieważ nie można na mnie polegać”. Podniecał się coraz
bardziej, a potem powiedział Reedwaanowi, że zamierza się zabić.
Myślał o samobójstwie tak często, ze nawet je zaplanował.
Zamierzał się zagazować. „Wszystko zaplanowałem, no wiesz, wąż
w samochodzie”. Reedwaan powie : „No co ty? Daj spokój!”(...)
Żadne z
nich nie miało już zobaczyć Kevina żywego. Zaparkował swojego
pick-upa pod drzewem eukaliptusowym w parku obok domu, w którym się
wychował, srebrną taśmą przymocował zielony wąż ogrodowy do
wylotu rury wydechowej samochodu pracującego na jałowym biegu.
Przeciągnął wąż przez uchylone okno i paląc „białą fajkę”,
zaczął pisać list samobójczy. (…) Pisał o narkotykach, o tym,
że nie chciał się uzależnić, ale wybrał te łatwą drogę
ucieczki przed gnębiącym go cierpieniem. Wiedział,że bliscy
ludzie nie mogą mu już pomóc. Chwilami wydaje się, że może miał
nadzieję, że ktoś mu przeszkodzi. Koniec końców list stawiał
więcej pytań niż dawał odpowiedzi (…). ”Miałem u stóp cały
świat. A ponieważ byłem sobą, wszystko to spieprzyłem”.(...)
Rano w
dniu śmierci Kevina do domu jego rodziców nadeszła paczka listów
od japońskich uczniów, pisanych do Kevina i opowiadających o tym,
jak jego sudańskie zdjęcie wpłynęło na ich życie.(...) Wyjątki
zostały odczytane na pogrzebie.
„Jeżeli
znajdę się kiedyś w złej i trudnej sytuacji, będę się starał
pamiętać o pana zdjęciu i to mi pomoże”.
„Aż
dotąd byłem egoistyczną osobą.”
„Odkąd
zobaczyłam pana zdjęcie, staram się zjadać wszystko z talerza.”
„Nie
robiłbym zdjęć. Tylko dał dziewczynce wody.”
„Zrobiłbym
zdjęcie drżącą ręką”.
Wiadomość
o śmierci Kevina skłoniła pewnego japońskiego czytelnika (...) do
napisania listu (...). List ten mógłby posłużyć za epitafium dla
Kevina:
„Trudno
mi uwierzyć, że byłem jedyną osobą, która uważała, że zbyt
ostro krytykuje się pana Cartera za to, że 'nie uratował
dziewczynki po tym, jak zrobił zdjęcie'. Modlę się nieustannie, by
pan Carter zaznał spokoju ducha w niebie.
Zostawił nam zdjęcie,
przedstawiające obraz zbyt smutny, żebyśmy mogli przejść obok
niego obojętnie”.