czwartek, 22 lutego 2018

L jak lutowe wspomnienia z jesiennej Gruzji

Gruzja -

- kraj geograficznie należący do Azji, ale mentalnie i kulturowo do Europy, kraj pięknych kamiennych cerkwi, katedr, kraj wina i znakomitej kuchni. Przejechaliśmy go z zachodu na wschód, będąc po drodze w większości jego regionów. Do odwiedzenia przy następnej wizycie obowiązkowo będą jeszcze dwa: przepiękna górzysta Swanetia na północnym-zachodzie i Tuszetia na północnym-wschodzie, leżące w górach Wysokiego Kaukazu z najwyższym szczytem po stronie Gruzji - Szcharą - 5193 m n.p.m..

Tymczasem rozpoczynamy naszą podróż na lotnisku w Kutaisi, skąd jednak natychmiast ruszamy na południowy zachód, na wybrzeże Morza Czarnego do 
Batumi, położonego w 
Adżarii.

Batumi
- najcieplejszy kurort Gruzji - przywitało nas chłodem, chmurami wiszącymi nad portem


i nieustannym deszczem, w którym sylwetki Alego i Nino - 
pomnik symbolizujący smutną historię ich miłości - wyglądały bardzo melancholijnie.
Inspiracja była powieść Kurbana Saida o uczuciu miedzy młodym Azerbejdżaninem i  gruzińską księżniczką.


Jednak nazajutrz było nam dane zobaczyć kurort w nieco jaśniejszych barwach - 
- z ładnie wyeksponowanym w słońcu, choć odległym widokiem na Park Cudów, 
kończący 6-kilometrową promenadę biegnącą wzdłuż wybrzeża.


Na zakończenie wizyty w Adżarii nie mogę pominąć wspomnienia pysznego 
chaczapuri po adżarsku, 
które można zjeść tylko w tym regionie - 
tu pyszny gorący, prosto z pieca placek przygotowywany jest z sadzonym jajkiem 
(którego żółtko jest zawsze płynne, ale usmażone) 
i pysznym roztapiającym się masełkiem.


Kutaisi
położone w regionie Imeretia 
- początki tego miasta sięgają założonego około 40 wieków temu mitycznego królestwa Kolchidy, łączonego z opowieścią o Złotym Runie i Argonautach. 

Najcenniejsze zabytki to:

Katedra Wniebowzięcia NMP zwana Katedrą Bagrati 
od imienia fundatora - króla Bagrata
 (978-1014).
W 1994 r. trafiła na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, ale od zakończenia prac konserwatorskich w 2012 r. trafiła na inną - tym razem niechlubną listę - 
Dziedzictwa Zagrożonego, gdyż odbudowa została przeprowadzona 
wbrew zaleceniom UNESCO - na zdjęciu po lewej stronie 
widoczna jest... winda...



Monaster Gelati z XII w., ufundowany przez króla Dawida Budowniczego.
Jest to kompleks kilku budowli, w skład którego wchodzi:
cerkiew św. Grzegorza,
akademia - świetna uczelnia, którą nazywano "drugim Atos" czy "nową Helladą", co świadczy o jej ówczesnym poziomie i oddziaływaniu na świat nauki i kultury. 
Trzecią, największą budowlą jest katedra NMP ze wspaniałą mozaiką w absydzie.
Za katedrą znajduje się jeszcze cerkiew św. Mikołaja i dzwonnica.
Bardzo ciekawym i niespotykanym elementem monasteru jest grób króla Dawida Budowniczego, którego wolą było spocząć w miejscu, po którym mogliby przechodzić wierni zmierzający do monasteru. Stało się tak na znak pokuty i skromności władcy, którego styl życia przez większość lat był raczej mało skromny. Grób mieści się w bramie wejściowej i rzeczywiście nosi ślady wygładzenia przez setki stóp - dziś oczywiście jest zabezpieczony i stąpanie po nim jest zabronione.



Następnym regionem na naszej trasie był region 
Samcche-Dżawachetia
co znaczy "nowy zamek",
do którego dotrzemy nieco później.

Najpierw oczom naszym ukazał się w pewnym momencie trasy spektakularny widok na

Skalne miasto Wardzia -  

- to kompleks wykuty w skale na lewym brzegu rzeki Mtkwari, powstały w XII-XIII w. w okresie panowania Jerzego III i królowej Tamary. 
Zespół pierwotnie budowany jako miasto-twierdza, stał się warownym klasztorem, 
który odegrał ważną rolę w politycznym, kulturalnym, edukacyjnym i duchowym życiu kraju. W kompleksie zamkowym znajduje się prawosławny kościół Wniebowzięcia NMP, 
bogato zdobiony ściennymi malowidłami. 




Później wizyta w Achalciche (ახალციხე) -
 w odrestaurowanej Twierdzy Rabati, która, górując nad okolicą, dała nazwę regionowi.

"Cytadela datowana jest
na XII w. We wcześniejszych czasach miasto
było centrum regionu Samcche-Saatabago,
znajdowała się tutaj rezydencja rządzących
nim Atabagów. Najazdy Mongołów, Persów
oraz Turków doprowadziły do zniszczenia
i rozbicia regionu. Pod koniec XVI w. miasto
zostało ostatecznie zagarnięte przez Turcję
i stało się siedzibą paszy. Achalciche i prowincja
wróciły potem na krótko do Gruzji
w latach 20. XIX w.
Odrestaurowana niedawno twierdza jest
usytuowana na wysokiej, skalistej górze, co
czyni ją dobrze widoczną z każdego punktu
w mieście. Na terenie warowni znajdują się
budynki przypominające o tureckim panowaniu,

m.in. meczet z minaretem i pałac."

(wg przewodnika "Gruzja" wydawnictwa "Travelbook")



Mimo ciągle towarzyszącego nam deszczu, nie sposób było nie zatrzymać się w 
Bordżomi,
 by spróbować naturalnej wody mineralnej Bordżomi, która jest ciepła, i pospacerować po parku o tej samej nazwie. 

 Potem zrobiło się poważniej, ale wcale nie mniej deszczowo, ponieważ dotarliśmy do 
Gori
- rodzinnego miasta Iosifa Wissarionowicza Dżugaszwili'ego, gdzie mieści się
Państwowe Muzeum Józefa Stalina.


Obok głównego budynku Muzeum znajduje się przeniesiony tu, starannie obudowany, przykryty szklanym mozaikowym dachem dom rodzinny Stalina. Jego ojciec był szewcem, matka krawcową, byli bardzo ubodzy, wynajmowali w tym domu tylko jeden pokój z kilkorgiem dzieci, ale matka zwłaszcza dbała o małego Iosifa, szyjąc mu bardzo ładne ubrania.


W sklepiku muzealnym - o zgrozo - można zaopatrzyć się w wiele przedmiotów oczywiście  wizerunkiem dyktatora... 
- koszulki, kubki, termosy, fajki, czego tylko dusza zapragnie i nie zapragnie... 
Nasze nie zapragnęły niczego, z wyjątkiem skorzystania z toalety, 
do której prowadził czerwony dywan...


Wagon - salonka, którym podróżował, również udostępniony do zwiedzania w ramach jednego biletu - nam w zupełności wystarczyły zdjęcia wszystkich tych przybytków z zewnątrz.


Zresztą Stalin obecny jest w Gori wszędzie, 
wystarczy popatrzeć na otaczające budynki, jest też aleja nazwana jego imieniem.


Ale jest też taki "zaułek wodza", 
który mi osobiście najbardziej przypadł do gustu ;-):


Miłą przeciwwagą dla tej tematyki była cerkiew, do której zajrzałyśmy, ponieważ była niedziela i chciałyśmy choć chwilę spędzić w jej wnętrzu na prywatnym skupieniu i modlitwie. Okazało się, że wnętrze cerkwi jest bardzo gwarne i pełne miłych Gruzinów, którzy, widząc nas wahające się przy wejściu, natychmiast zaczęli wciągać nas do środka i poczułyśmy się bardzo swojsko. Akurat była jakaś duża uroczystość, która akurat kończyła się przygotowaniami do procesji z bardzo chyba starą i cenna ikoną, która staranie zabezpieczona została wyniesiona na zewnątrz. 
I tak pięknie zakończyła się nasza niedziela w Gori - 
kto by się spodziewał, prawda? :-).


Następny dzień to 
Upliscyche
zwana "Twierdzą Boga". 
To skalne miasto zbudowane na wysokim skalistym lewym brzegu rzeki Mtkwari, 
zawiera partie budowane od II w. p.n.e. do późnego średniowiecza 
i wyróżnia się unikalnym połączeniem różnych stylów architektonicznych. 



Następnie długo oczekiwany przez nas przejazd słynną gruzińską drogą wojenną prowadzącą do granicy gruzińsko-rosyjskiej. 

Po drodze zatrzymalismy się w kompleksie architektonicznym
Ananuri 
z  XVII złożonym z twierdzy z dwoma kościołami i widokiem na sztucznie utworzony, ale malowniczy zalew Żinwali. 



Trasa wiodła przez malownicze partie wysokiego Kaukazu, szkoda tylko, że ciężkie deszczowe chmury rozproszyły się tylko na chwilę.




Na następny dzień i zmianę pogody czekaliśmy w hotelu w Gudauri z wielką nadzieją, ponieważ dalsza część gruzińskiej drogi wojennej i przejazd do Kazbegi (Stepancmindy) miał zapewnić wspaniałe widoki na trasie od Gudauri wzdłuż rzeki Tergi do Kazbegi - głównego miasta regionu. W Kazbegi czekała nas przeprawa samochodami z napędem na 4 koła przez piękne lasy i doliny do kościoła św. Trójcy, znajdującego się na wysokości 2170 m. Przy dobrej pogodzie można tam dostrzec jeden z największych lodowców na Kaukazie - Kazbeg (5047m), do którego szczytu według mitologii do szczytu Kazbeg został przykuty Prometeusz. 

Nazajutrz, owszem, nastąpiła zmiana pogody, ale nie taka, jakiej oczekiwaliśmy - rano za oknem przywitał nas widok padającego śniegu, który był tak intensywny, że zasypał drogę do Przełęczy Krzyżowej i pozbawił nas wszystkich spodziewanych cudnych widoków na Kazbek i Wysoki Kaukaz...:-(((

W takim razie wdrożony został plan B, czyli jedyny słuszny chyba kierunek w tych warunkach pogodowych, czyli region 
Kachetia,
słynący z upraw winorośli i produkcji najlepszych win, z których najbardziej smakowały nam Saperavi, Kindzmarauli i Achaszeni.

Oczywiście oprócz degustacji różnych gatunków wina, a nawet koniaku i chachy, 
pojechaliśmy też do przepięknie położonego miasteczka
Signagi,

zwanego "miastem miłości", ponieważ, podobnie jak w amerykańskim Las Vegas, 
można tam zawrzeć związek małżeński w urzędzie stanu cywilnego o każdej porze dnia. 
Ale myślę, że nie to było dla nas najważniejsze, ale wyjątkowa architektura i atmosfera miasteczka, przypominająca nieco włoskie klimaty.


Będąc w Kachetii, nie sposób nie pojechać do 
Bodbe
- miejsca, w którym spoczywa św. Nino, najważniejsza święta w Gruzji. 




To ona przyniosła na te ziemie chrześcijaństwo. Pierwszy krzyż splotła z delikatnych i giętkich gałązek winorośli i związała własnymi włosami - dzięki temu jest bardzo charakterystyczny - z opadającymi ramionami i jego wyobrażenia spotyka się w całej Gruzji. Oryginał przechowywany jest w katedrze Sioni w Tbilisi.

 Tbilisi -
- stolica i największe miasta Gruzji. Miasto zajmuje powierzchnię 372 km kw. i liczy ok miliona mieszkańców. Powstało w V wieku naszej ery za panowania Vakhtang Gorgasali, gruzińskiego króla Kartli (Iberia). 
Może zamiast długiej historii miasta, po prostu legenda o powstaniu Tbilisi, która być może powie nam znacznie więcej o tym niezwykłym mieście:


"Wachtang Gorgasali, władca wschodniogruzińskiego
państwa Iberia, wybrał
się na polowanie. Król wraz z drużyną
kierował się na południe od ówczesnej
stolicy swego państwa – Mcchety. W jednej
z górskich dolin jego strzała dosięgła
jelenia. Ranne zwierzę zaczęło uciekać,
wpadło do źródła i po krótkiej kąpieli
zdrowe wyskoczyło z wody i cudownie
uleczone pognało dalej. Zdumiony
król zbliżył się do źródła i zobaczył,
że ze skał tryska ciepła woda, która ma
cudowne moce uzdrawiające. Nie myśląc
długo, postanowił w tym miejscu
zbudować swoją siedzibę. Nową stolicę
państwa nazwał Tbilisi, co miało nawiązywać
do gruzińskiego przymiotnika
tbili, czyli „ciepły”. Tak powstało miasto
położone na ciepłych siarkowych źródłach

– Tbilisi." 

(wg przewodnika "Gruzja" wydawnictwa "Travelbook")


I to właśnie ten charakterystyczny zapach siarki zaprowadził nas niezawodnie do 
łaźni tureckich.

"Carskie banie
(łaźnie) zlokalizowane są pod ziemią, przykryte
kopułami i doświetlone przeszklonymi
otworami w ich szczytach. Abanotubani,
czyli dzielnica łaźni, jest najstarszą częścią
miasta – liczy ok. 15000 lat! Dokument perski
z XIII w. wspomina, że w Tbilisi istniało
niegdyś 68 łaźni z wodą o temperaturze

24–27°C."

(wg przewodnika "Gruzja" wydawnictwa "Travelbook")



              Do górującej nad miastem twierdzy Narikala, z której roztacza się piękny widok na     całe miasto,  można wjechać kolejką linową.


Cerkiew Cminda Sameba - widoczna jest z bardzo wielu punktów miasta - 
- Katedra Świętej Trójcy, jest znana również  jako "Budowla Tysiąclecia" i jest największą prawosławną katedrą w Gruzji oraz na całym Kaukazie, mierzącą prawie 100 metrów wysokości.


"Sercem Starego Miasta jest katedra
Sioni, jeden z najważniejszych obiektów
sakralnych Gruzji. Świątynia do wybudowania
w 2004 r. soboru Trójcy Świętej (Cminda
Sameba) była główną katedrą Gruzji oraz
siedzibą zwierzchnika Gruzińskiego Kościoła
Prawosławnego – katolikosa (obecnie
Eliasza II). Pierwsza cerkiew w tym miejscu
powstała w VI w., zaś monastyr, którego
częścią jest świątynia, prawdopodobnie na
przełomie XI i XII w. Niestety, Sioni w ciągu
stuleci mocno ucierpiała z powodu ataków
nieprzyjacielskich, dlatego też budowli,
którą dzisiaj podziwiamy, nie można uznać
za dzieło jednej epoki."

(wg przewodnika "Gruzja" wydawnictwa "Travelbook")



"W katedrze przechowywana jest najcenniejsza
relikwia Kościoła gruzińskiego –
krzyż św. Nino. Według legendy, św. Nino
ukazał się Chrystus i skierował ją na Kaukaz,
by głosiła wiarę wśród pogan. Posłuszna
św. Nino ruszyła więc z Kapadocji na północny
wschód, po drodze tworząc krzyż
z gałązek winorośli związanych puklem włosów.
Zgodnie z kolejną legendą, gdy święta
dotarła już do dawnej Iberii, na dwór króla
Miriana III, przekonała władcę do przejścia
na wiarę chrześcijańską, w cudowny sposób
uzdrawiając jego chorą żonę. Tak oto
w 337 r. Gruzja przyjęła chrzest."

(wg przewodnika "Gruzja" wydawnictwa "Travelbook")


W całym Tbilisi nie brakuje ciekawych ławeczek z kutymi oparciami, 
sprzyjającymi "wykuciu " ;-) na pamięć alfabetu gruzińskiego - 
a naprawdę warto - 
zarówno usiąść, jak i nauczyć się tych ślicznych literek, które przypominają zakręcone gałązki winorośli.


Niedaleko Tbilisi (w odległości 25 km) położona jest 
Mccheta -
- starożytna stolica i centrum religijne Gruzji liczące 3000 lat. 


Na miejscu można zobaczyć wpisaną na listę UNESCO katedrę Sweticchoweli z XI w.



                        Skoro lubimy legendy, jest jeszcze i ta o powstaniu świątyni:


"W I w. do Mcchety powrócił z Jerozolimy,
w której był świadkiem męczeńskiej
śmierci Jezusa, Eliasz, żydowski mieszkaniec
tego miasta. Przywiózł ze sobą
chiton Chrystusa. Legenda mówi, że
w mieście powitała Eliasza jego siostra,
Sidonia. Gdy dowiedziała się, jak cenną
rzecz przywiózł jej brat, przycisnęła szatę
do piersi i padła rażona wielką trwogą.
Pochowana została wraz z szatą w królewskich
ogrodach, później na jej grobie
wyrósł cedr libański. Po przyjęciu przez
Gruzję chrześcijaństwa w IV w., na polecenie
króla Miriana drzewo zostało
ścięte, a nad grobem Sidonii
postanowiono wybudować chrześcijańską
świątynię. Ze ściętego drzewa przygotowano
siedem kolumn. Jedna z nich
okazała się cudowna: sama wzniosła się
w powietrze i nikt nie potrafił sprowadzić
jej z powrotem na ziemię. Kolumna opadła
dopiero po całonocnych modlitwach
św. Nino, umożliwiając tym samym budowę
świątyni. Była to Sweti Cchoweli –
„kolumna dająca życie”, od której katedra
wzięła swoją nazwę. „Dająca życie”, gdyż
wedle ludowych wierzeń kolumna ma
właściwości uzdrawiające."

(wg przewodnika "Gruzja" wydawnictwa "Travelbook")

Katedra jest zachwycająco zdobiona płaskorzeźbami wykonanymi w kamieniu o różnych kolorach:





Po uczcie dla ducha i oczu, już prawie na koniec naszej podróży dwie ważne sprawy - najlepsze chinkali, czyli gruzińskie pierożki jadłyśmy właśnie w Mchcecie:-),

I druga rzecz,  o której chciałabym wspomnieć - czcionka, której używam nie nazywa się inaczej, tylko... "Georgia" - czyli tak, jak angielska nazwa Gruzji :-) 

  I teraz już naprawdę na koniec - zdjęcie jednego z nieustannie zadziwiających swą formą architektoniczną posterunków policji:



Zastanawiałam się, co byłoby najlepszym podsumowaniem Gruzji i choć trudno znaleźć jedna taka rzecz, ponieważ to bardzo różnorodny kraj, to jednak zdecydowałam się na tamadę - mistrza toastów podczas uczty, ponieważ wydaje mi się, że jego osoba łączy gruzińską tradycję i historię ze współczesnością, przywołuje przepyszne gruzińskie dania i wina, i uosabia duszę tego narodu. 


Gruzja to kraj bardzo życzliwych, otwartych i gościnnych ludzi, pięknych krajobrazów, cennych kamiennych cerkwi, pysznego jedzenia - słowem - kraj, do którego warto wracać!

GAUMARDŻOS!


 (Wszystkie cytaty i większość opisów historyczno-geograficznych na podstawie przewodnika "Gruzja" wydawnictwa "Travelbook")






piątek, 9 lutego 2018

L jak Lwów październikowy


Lwów to miasto o wielu obliczach:

intrygujące, 


            kolorowe,



    zaskakujące, 



oryginalne,


ale też przypominające o toczącej się na wschodzie Ukrainy wojnie,


pamiętające o swojej dawniejszej historii, 




nie zapominające o Polakach, którzy tu żyli i walczyli...




Niedaleko Lwowa położony jest 
Krzemieniec
gdzie mieści się Muzeum Juliusza Słowackiego,




Olesko
- z zamkiem - 
- miejscem narodzin króla Jana III Sobieskiego




oraz Poczajów
gdzie znajduje się Ławra Poczajowska - 
- prawosławny zespół klasztorny