poniedziałek, 25 stycznia 2016

S jak Sztuka robótek ręcznych

Lub S jak sweterki, a raczej małe dzieła sztuki wyczarowane przez Renię - moją koleżankę z pracy i jej Mamę - przepiękne kolorowe ubranka wydziergane na drutach, z pieczołowicie dobranymi guziczkami (są wśród nich m. in. "herbatniczki", serduszka, kwiatuszki). Niestety nie wystarczy ich dla wszystkich dzieciaków z Mpanshyi, bo pewnie trzeba byłoby poświęcić na ich zrobienie kilka lat, ale te, które ucieszą się z pięknych kolorów i ciepełka, będą prawdziwymi szczęściarzami! Na szczęście wiem też, że to nie koniec tej pięknej zimowej kolekcji, i wiem jeszcze, że również inne projektantki pracują nad swoimi nowymi pomysłami. Zatem wkrótce kolejne ciepłe cudeńka. A to wszystko w rytmie: prawe oczko, lewe oczko lub prawe prawe prawe lub dla odmiany lewe lewe lewe etc etc, a efekt - sami zobaczcie. Dla mnie fantastyczny!



piątek, 22 stycznia 2016

T jak trochę porównań

Trochę różnic między Zambią a Polską:

-Zambia (752 614 km kw.) jest ponad dwa razy większa od Polski (312 679 km kw.) i zamieszkuje ją ponad dwa razy mniej mieszkańców niż Polskę (odpowiednio: 14, 5 mln i 38, 5 mln)

-średnia długość życia w Zambii: 43 lata (3 miejsce w rankingu państw na świecie), w Polsce: 76 lat

-ruch drogowy w Zambii jest lewostronny, w Polsce - prawostronny

-położenie-średnia wysokość npm: Zambia: 1000-1400 m. npm, Polska: 173 m. npm

-PKB Zambii (dane z 2012 r.): 1474 USD, PKB Polski (dane z 2014 r.): 14 411 USD

 64% obywateli Zambii żyje za mniej niż dolara dziennie




Trochę podobieństw:

-Zambia graniczy z 8 państwami, Polska z 7

-najwyższy szczyt Zambii: Mafinga - wys. 2329 m. npm, Polska: Rysy - wys. 2499 m. npm

-obowiązujący czas - letni - w obu krajach taki sam, w Zambii zimowy: +1 godzina w stosunku do czasu polskiego

-lasy - w Zambii zajmują 38% powierzchni, w Polsce - 28 %

-bielik afrykański widnieje w herbie Zambii i bielik zwyczajny w herbie Polski




                                                                                 (flaga i herb: https://pl.wikipedia.org/wiki/Zambia)

wtorek, 19 stycznia 2016

U jak "Ubuntu"

"Ubuntu" znaczy: "Ja jestem, ponieważ ty jesteś" lub w nieco szerszym tłumaczeniu: "Ludzie nie są ludźmi bez innych ludzi" - zapraszam Was do wysłuchania opowieści Boyd'a Varty'ego o Afryce, o niezwykłych ludziach i niezwykłych słoniach, o świątyni natury i o Solly'm - tropicielu, wobec którego jedynym zarzutem było to, że był "patologicznie pomocny";-)

Boyd Varty: Czego nauczyłem się od Nelsona Mandeli

(dostępne są polskie napisy po włączeniu w opcjach "subtitle languages")

poniedziałek, 18 stycznia 2016

W jak wielka paczka

Właściwie największa, jaką wysłałam do tej pory w swoim życiu-ważyła 20 kg, a właściwie 20 kg i 5 dekagramów (ale  o tym za chwilę) i zawierała śliczne ubranka dla niemowląt i dzieci przekazane w całości przez Dominikę - koordynatorkę Chrześcijańskiego Centrum Wolontariatu (który prowadzi wraz ze swoją siostrą Dagmarą), działającego przy Centrum Służby Rodzinie w Sosnowcu: 


Pieczołowicie   zważone   ubranka,   wcześniej   wyprane,    wyprasowane   i   posortowane  na kategorie,  powędrowały  do  wielkiego  kartonu,  starannie  owiniętego folią i metrami taśmy klejącej,  który  następnie  z  pomocą  Przemka,  mojego  szwagra, został przetransportowany na  pocztę,  gdzie  został  ponownie  zważony i...  okazało się, że w tak dokładnie zapakowanej paczce,  żeby  przypadkiem  nie  rozpadła się po drodze, jest o całe 5 dekagramów czyli mniej więcej o jedne śpioszki za dużo... Nie pozostawało nam nic innego, jak uczynić mały wyłom w warstwach  folii  i taśmy i wydobyć te nadprogramowe 5 dekagramów. Na szczęście udało się nie   naruszyć   konstrukcji   opakowania  i  paczka,  ponownie  solidnie  wzmocniona  taśmą, została w tamtym tygodniu szczęśliwie wyprawiona w daleką drogę. Teraz pozostaje już tylko śledzenie jej podróży na stronie Poczty Polskiej (nr paczki: CP 11 913 911 0 PL).




sobota, 16 stycznia 2016

X jak niewiadoma

Niewiadoma - jednak mimo wszystko gdzieś jeszcze była, ponieważ, oczywiście nic nie stało na przeszkodzie, oprócz... takiego "drobiazgu", jak miesięczny urlop... I pytanie - czy uda mi się go dostać w określonym, innym niż planowałam czasie, czyli na wiosnę? Więc nadal, mimo wszystko, niepewność, choć już nieco inna, ale przecież ciągle istniała.
Zatem podsumujmy co mieliśmy do tej pory (oprócz tejże, wyżej wspomnianej, niepewności oczywiście):
- wysłany 26 maja e-mail do Pana Krzysztofa
- po niecałych 23 godzinach - 27 maja otrzymałam odpowiedź 
- po niecałych 3 dniach - 30 maja - rozmowa przez telefon z Krzysztofem (już nie z "Panem Krzysztofem":-) - bardzo konkretna, w której mogłam poczuć, że „TO” już się dzieje!
- jeszcze tego samego dnia wysłałam e-mail z prośbą do mojej Pani Kierownik o zmianę terminu urlopu
- i... 31 maja - ekspresowo (Agnieszko - dziękuję!:-) – dostałam zgodę na urlop w innym niż wcześniej planowany, czyli wiosennym terminie!! 
No to teraz już WSZYSTKO wskazuje na to, że jadę!!
Tak,  jak  w  przypadku  Pana  Damiana  wystarczył  jeden telefon, tak w moim - jeden e-mail
do właściwej osoby. Zatem nie Salezjanie, ale Siostry Boromeuszki. A właściwie Krzysztof (znów Tychy), który koordynuje wyjazdy wolontariuszy.
W ten sposób, w ciągu 5 dni, ostatniego dnia pięknego miesiąca maja, byłam już po wstępnych, ale właściwie kluczowych ustaleniach, totalnie zaskoczona tempem i łatwością, z jaką można zrealizować marzenie wyjazdu do Afryki! A mnie wydawało się to prawie niemożliwe, a już na pewno bardzo bardzo trudne.  
Teraz przede mną przygotowania do wyjazdu w szerokim tego słowa znaczeniu - nie tylko muszę przygotować siebie, ale również to, co chciałabym ofiarować na miejscu.

Y jak "Yes, jadę!"

Tak! Ponieważ teraz już NAPRAWDĘ nic nie stało na przeszkodzie, żebym mogła znaleźć się w Afryce! 
A dokładnie w miejscowości Mpanshya, położonej ok. 200 km na wschód od stolicy Zambii, Lusaki. Tam Siostry Boromeuszki prowadzą przedszkole "Arka Noego" dla ok. 100 dzieci, Szpital św. Łukasza i hospicjum. 












                     



                                                                                                                    www.adopcjaserca.org/galeria

Z jak Zambia

Od "A" do "Z", 
czyli od "Z" do "A"
czyli odliczanie -
 - od dziś pozostało 60 dni do wyjazdu


                                                                                                       (mapa: http://st2.depositphotos.com)


Dlaczego Zambia? Od 2006 roku brałam udział w "Adopcji na odległość" prowadzonej przez księży Salezjanów, która jest odpowiednikiem "Adopcji serca" u Sióstr Boromeuszek. Zachwyciła mnie idea "adopcji" konkretnego dziecka czyli finansowego wspomagania jego nauki, a wybór kontynentu, na który chciałam przesyłać pomoc był oczywisty - wybrałam oczywiście Afrykę i w darze otrzymałam dwóch wspaniałych chłopców - pierwszym z nich był John z Kenii, a drugim John z Ugandy (imion ;-) i krajów już nie wybierałam). Po pewnym czasie ta indywidualna forma została przekształcona w adopcję grupową ze względu na zbyt dużą ilość pracy związanej z wymianą informacji z rodzicami adopcyjnymi i nie mam już kontaktu z "moimi" chłopcami. Jednak pragnienie odwiedzenia jednego z afrykańskich krajów wciąż było obecne, a w ostatnim czasie moje myśli znów jakby z większą intensywnością zaczęły wracać w stronę Afryki. 
I wtedy na arenę wkroczył Pan Damian (z Tychów) z towarzystwa ubezpieczeniowego. Tak, tak, związek ubezpieczenia samochodu z misjami jest bardzo ścisły, jakby ktoś nie wiedział... Choć ja na przykład nie byłam tego zupełnie świadoma aż do dnia 14 maja, kiedy Pan Damian przybył do mnie do domu, żeby załatwić formalności (nadmienię, że wcześniej załatwiałam to, sama udając się do zupełnie innego biura i ubezpieczalni, a Pana Damiana poleciła mi moja siostra). Po podpisaniu dokumentów siedzieliśmy jeszcze chwilkę przy stole i rozmawialiśmy, gdy nagle on zwrócił uwagę na małą karteczkę stojącą niziutko nad podłogą z rysunkiem kontynentu afrykańskiego. Od razu rozpoznał, że pochodzi z Afryki (miał absolutną rację, ponieważ dostałam ją od Blanki - mojej koleżanki z pracy -  po jej powrocie z Zambii...) i zapytał, czy tam byłam. Kiedy odpowiedziałam, że nie, ale że bardzo chciałabym pojechać, On opowiedział mi o swoim wyjeździe do placówki misyjnej w Republice Środkowej Afryki kilka lat temu i że wszystko zaczęło się od jednego telefonu, który wykonał, gdy poczuł, że chce zrobić w swoim życiu coś innego niż do tej pory. Muszę powiedzieć, że mnie zmotywował i zaczęłam działać.
Zaczęłam od Salezjanów-postanowiłam spróbować i nazajutrz, 15 maja napisałam e-maila do Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego z prośbą o informację, czy mogłabym pojechać i jak się przygotować. Czekałam na odpowiedź, która nie nadchodziła, w międzyczasie czytając dokładnie stronę internetową Wolontariatu, aż natrafiłam na straszną wiadomość – limit wieku dla wolontariuszy...
A to pech! Właśnie teraz, kiedy chciałabym bezpośrednio zaangażować się w pomoc na miejscu, w Afryce, okazało się, że w Salezjańskim Wolontariacie jest jakiś limit... Gdy pojawiła się ta dyskwalifikująca już na początku przeszkoda, pomyślałam o Blance ("od afrykańskiej kartki") i o jej wyjeździe na misje prowadzone właśnie przez Siostry Boromeuszki w Zambii i postanowiłam odszukać stronę Sióstr w internecie. Tam odnalazłam część poświęconą wolontariatowi misyjnemu i w środku tekstu słowa: "Najważniejszy jest ten pierwszy krok" ... (!!!) Ostrożnie i z bijącym sercem czytałam dalej, ale... ku mojej uldze informacji o ograniczeniach wiekowych nie znalazłam, więc zebrałam w sobie odwagę typu „teraz albo nigdy” i ...

napisałam e-maila do Pana - jeszcze wtedy - Krzysztofa - przynajmniej tak niezbicie wynikało z adresu, który tam znalazłam. Mail, oprócz całej mojej historii życia;-), zawierał pytanie o to, czy mogłabym, czy będę mogła, czy mogę...;-) oraz prośbę o więcej informacji. Krzysztof, przepraszam, Pan Krzysztof, odpowiadając, oprócz informacji, zawarł w  swoim liście słowa, od których ciepło zrobiło mi się na sercu, które zaczęło nagle jakoś szybciej bić, ponieważ teraz już właściwie w tym momencie stało się całkowicie jasne, że mogę pojechać!

piątek, 15 stycznia 2016

Wyjazd na placówkę misyjną -16.03-19.04.2016 r., czyli mój zambijski alfabet

Afryka odkąd pamiętam, zawsze była jakoś obecna w moim życiu i fascynowała. Najpierw były książki przygodowe z tak zwanym Czarnym Lądem w tle, potem historie lekarzy, którzy wyjechali, by tam pracować, później reportaże, filmy, aż nadszedł czas, że i ja zdecydowałam się tam pojechać. 

Moim  celem  jest  Misja  prowadzona  przez  Zgromadzenie  Sióstr  św.  Karola  Boromeusza 
w  Zambii. Spędzę tam wiosenny miesiąc - od 16 marca do 19 kwietnia 2016 roku, pomagając Siostrom w pracy.

                                                                                                                           www.adopcjaserca.org

Mój ALFABET ZAMBIJSKI czyli od A jak "Afryka" do Z jak "Zambia"


(mapa: http://afryka.biz.pl)

Jak już wspomniałam, moje zainteresowanie Afryką zaczęło się dawno, ale teraz chciałabym poznawać ją już nie tylko przez książki, filmy, zdjęcia i opowieści znajomych i nieznajomych, ale osobiście, namacalnie, tak od A do Z - i choć wiem, że takie całkowite poznanie nigdy nie jest możliwe, to chciałabym choć w części doświadczyć czym jest Afryka i kim są jej mieszkańcy, wraz z ich kulturą, zwyczajami, sposobem i warunkami życia.