wtorek, 31 lipca 2018

M jak mały dzięcioł w Paprocanach


Jezioro Paprocańskie w Tychach 

oferuje wiele atrakcji - od plaży, przez pływanie na żaglówkach, kajakach, aż po spacer dookoła. 
My wybraliśmy tą ostatnią opcję i oto co napotkaliśmy na naszej drodze:

ciekawy podest, służący pewnie do opalania, a przede wszystkim do fotografowania ;-),


piękny zameczek myśliwski rodu Promnitzów, 
w którym obecnie mieści się restauracja i hotel - 
- szkoda, że nie było wolnych stolików, 
ponieważ bardzo spodobało nam się menu w punkcie pt. 
klarowne consomme z delikatnymi pulpecikami z królika i wiosennym szczypiorkiem 
(no, może szczypiorek byłby już letni),



(zdjęcie autorstwa B.D.)


molo prowadzące wprost na wyspę nenufarów,




tajemniczy paprociowy-trawiasty puchaty las,


 

i oczywiście dzięcioł mały, 
którego z zapartym tchem mogliśmy podziwiać przez dłuższą chwilę - 
- to stosunkowo rzadko występujący ptak, najmniejszy z gatunku dzięciołów, 
unikający lasów, występujący na pograniczu lasów lub w parkach - 
- jak widać, był naprawdę cudowny
i wyjątkowo fotogeniczny w swojej czerwonej czapeczce:-)))


                                                                                                                                                           (zdjęcie autorstwa B.D.)



                                                I tym odlotowym akcentem zakończyliśmy naszą rundę honorową 
                                                                                                             wokół jeziora :-))))




sobota, 21 lipca 2018

M jak mnisze zacisze

Mówi się, że ryby głosu nie mają, 
i chociaż to nieprawda 
(co udowodniła w swojej pracy magisterskiej Simona Kossak), 
to nie mogli jeszcze wiedzieć o tym cystersi,
 kiedy w XIV wieku utworzyli tu stawy hodowlane. 
Zapewnili sobie w ten sposób za jednym zamachem 
ciszę i stały dopływ (dosłownie:)) zdrowej żywności. 

Znajduje się tu łącznie aż 8 stawów o wdzięcznie i dźwięcznie brzmiących nazwach: 
Ligotniak, Brzeziniak, Babiczak, Grabowiec, Tatusiak, Markowiak, Salm Duży i Salm Mały. 
Tworzą one rezerwat przyrody, będący częścią 
Parku Krajobrazowego "Cysterskie Kompozycje Krajobrazowe Rud Wielkich" 
w Babicach koło Raciborza. 
Cystersi wykorzystali rozlewająca się tu Odrę, budując system śluz i grobli, tworząc w ten sposób nowe stawy, a także wykorzystując istniejące już wcześniej. 


(zdjęcie autorstwa B.D.)


Jezioro łabędzie powyżej 
i
"Jezioro Łąbędzie" poniżej w naszym pra-wykonaniu ;-)


(zdjęcie autorstwa B.D.)

Zgadzamy się z napisem poniżej (na jednej z dwóch platform widokowych), 
choć nie jest on w naszym wykonaniu:


Spacer groblą między stawami był bardzo przyjemny,
ze słońcem, cieniem, fotogenicznymi hubami i mnóstwem zieleni.





Niedaleko znajduje się również 
Arboretum Bramy Morawskiej,
 czyli ogród botaniczny usytuowany wśród lasów we wschodniej części Raciborza. 
Ma bardzo piękny kształt, który tworzą zadbane  i przycięte żywopłoty, natomiast roślinki kwitnące są raczej skromne i mało wybujałe. 
Być może w okresie kwitnienia róż jest tam więcej kolorów - teraz dominowała głównie zieleń.


Za sprawą cystersów i świetnego towarzystwa to był bardzo miło spędzony dzień :-)))))





piątek, 20 lipca 2018

M jak McCurry


Jest to jedno z moich ulubionych zdjęć 
od momentu, gdy pocztówkę z wizerunkiem tej dziewczyny dostałam wiele lat temu od mojej przyjaciółki. Jej spojrzenie jest niezwykłe - piękne, ale przeszywające, niepokojące, pełne siły, ale też obawy i kryjące dramatyczne losy osoby, która na pewno wiele przeszła. Ze strony National Geographic dowiadujemy się, że przez 17 lat od momentu zrobienia tego zdjęcia przez 
Steve'a McCurry 
nieznane było imię  i nazwisko tej dziewczyny. 
Poniższy tekst pochodzący ze strony 

www.nationalgeographic.pl 

opowiada historię powstania fotografii oraz okoliczności, 
w jakich poznano kim jest osoba ze zdjęcia. 
Są tam też słowa samego fotografa, który wspomina moment powstania zdjęcia. 



(źródło:dpreview.com)


"Na trop Shabat Guli natrafiono w obozie dla uchodźców w Nasir Bagh niedaleko Peszawaru. Okazało się, że Afganka mieszka za granicą, we wsi niedaleko kompleksu jaskiń Tora Bora. Tych samych, które w przyszłości miały stać się ważną bazą Al-Kaidy.

Kiedy pewnego poranka 1984 r. Steve McCurry fotografował obóz dla afgańskich uchodźców w Pakistanie, nie mógł się spodziewać, że jedno ze zdjęć z tej kliszy stanie się najsłynniejszą okładką w historii National Geographic.
Zielonooka dziewczyna trafiła na nią w czerwcu rok później, jednak musiało minąć całe 17 lat, by zarówno fotograf, jak i czytelnicy poznali tożsamość bohaterki. Ekipa telewizji National Geographic odnalazła Sharbat Gulę w Pakistanie. McCurry twierdzi, że gdy tylko stanął z nią twarzą w twarz, wiedział, że to jego modelka sprzed lat. Redakcja potrzebowała jednak konkretnych dowodów, a tych dostarczyli eksperci z Federalnego Biura Śledczego i Uniwersytetu w Cambridge, którzy porównali tęczówki na obu zdjęciach. 
W kwietniu 2002 r. magazyn otrąbił sukces: Afganka odnaleziona. 
Przybliżył też losy Pasztunki, która zawładnęła wyobraźnią jego czytelników. Kobieta miała niecałe 30 lat (choć ile dokładnie, nie wiadomo), męża i trzy córki. Astma nie pozwalała jej na życie w zanieczyszczonym Peszawarze, dlatego większość roku spędzała z dziećmi w wiosce w górach. Nie umiała czytać, a swoje zdjęcie widziała po raz pierwszy w życiu. 
Jej ponowne spotkanie z McCurrym było zresztą krótkie i raczej pozbawione emocji. Jako muzułmanka Sharbat nie mogła spojrzeć fotografowi w oczy, nie mówiąc już o uśmiechnięciu się. Słynne zdjęcie nic dla niej nie znaczyło.
 Tak naprawdę chciała tylko zapewnić swoim dzieciom wykształcenie, 
na które sama nie miała szansy.  

"Pamiętam hałas i zamieszanie, jakie panowały w obozie dla uchodźców 17 lat temu. Wiedziałem, że afgańskie dziewczyny, które za kilka lat miały zniknąć za tradycyjną zasłoną, mogą być niechętne mężczyźnie z Zachodu, który ma zrobić im zdjęcie. Postępowałem więc ostrożnie. 
Zwróciłem się do nauczyciela z prośbą o pozwolenie na wejście do namiotu uczennic i zrobienie kilku zdjęć. 
Zgodziła się najbardziej nieśmiała z nich wszystkich, Sharbat. 
Kiedy zobaczyłem gotową kliszę, byłem zaskoczony ciszą i spokojem, które uwieczniłem. Sowieci już od pięciu lat byli w Afganistanie. 
Zarejestrowałem konkretny moment w historii, a jednak ta chwila okazała się ponadczasowa. Dla wielu zdjęcie stało się symbolem wydarzeń w Afganistanie. Inni jednak nie wiedzieli, że ma ono jakikolwiek związek z tym krajem, a mimo to wciąż byli pod jego wrażeniem. Odczułem ulgę, wiedząc, że młoda dziewczyna przeżyła i była w stanie ułożyć sobie życie." —Steve McCurry."



(źródło: www.trubune.com.pk)







poniedziałek, 16 lipca 2018

M jak mariny i macewy


Zaczniemy od innego niekoniecznie polskobrzmiącego słowa, 
jakim jest "kuesta", a konkretnie 
kuesta jurajska
- czyli to, co widać na poniższym zdjęciu. 
Obok punktu widokowego w położonym nieopodal Żarek, Jaworzniku
 była wiele wyjaśniająca tablica informacyjna, na której można przeczytać: 

"Niewielki fragment terenu od miejscowości Żarki po osadę Jaworznik nosi nazwę 
kuesty jurajskiej. 
Jest to charakterystyczny odcinek progu skalnego (zwanego kuestą), 
ciągnącego się od Kluczy koło Olkusza aż po Częstochowę. 
Ta naturalna forma rzeźby terenu powstałą w wyniku zróżnicowanej odporności na niszczenie warstw skalnych, nieznacznie nachylonych w jednym kierunku.
 Jej wysokość względna wynosi koło Żarek 70 m. 
Krawędź kuesty sięgającą 390 m n.p.m. budują twarde wapienie jury górnej. 
Ku południowemu zachodowi próg opada stromo do pradoliny Warty, 
wyciętej w miękkich iłach i mułowcach jury środkowej.(...) 
Wapienne podłoże Wyżyny Częstochowskiej sprawia, że wody opadowe uciekają  głąb ziemi kanałami krasowymi. Z tego powodu sieć rzeczna na obszarze gmin jurajskich jest słabo rozwinięta. Na powierzchni terenu wody pojawiają się dopiero pod kuestą, na kontakcie wapieni z nieprzepuszczalnymi, ilastymi osadami jury środkowej. 
W niedalekim Rachwalcu (1,5 km na wschód) źródła są wyjątkowo obfite. Podmywając stok kuesty i przesuwając się sukcesywnie za nim, w górę biegu wody, 
wyżłobiły z czasem głęboka dolinkę, wciętą poprzecznie w krawędź progu."

Zatem mamy przed sobą pradolinę Warty!


Czytamy dalej, zwracając teraz wzrok w stronę budowli po naszej lewej stronie:

"Wapienie jurajskie i leżące na nich piaski były eksploatowane w wielu niedużych wyrobiskach. 
Przykładem wykorzystania w architekturze i budownictwie tego miejscowego budulca
 są ruiny 
kościółka św. Stanisława 
z XVIII wieku."


Wracając samochodem do Żarek, kierujemy się w okolice ul. Polnej, 
gdzie zupełnie niewidoczny z ulicy, znajduje się cmentarz żydowski.
 Pięknie zachowany, uporządkowany i zadbany, z setkami macew rozłożonymi wśród sosen i brzóz. 
I znów jego historię i współczesność poznajemy, zatrzymując się przy tablicy informacyjnej:

"W pobliżu ul. Polnej, na tzw. Kierkowie, zachował sie jeden z obecnie najwiekszych i najciekawszych jurajskich cmentarzy żydowskich. Załozony w 1821 r. był trzecim z kolei kirkutem w Żarkach, rozciągają c się - po późniejszej rozbudowie - na powierzchni 1,5 ha. Inwentaryzacja z lat 1983-1985 odnotowałą tu ok. 900 nagobków. Wtedy też dzieki Eli Zborowskiemu, rodakowi żareckiemu, pzrewodniczącemu American and International Societies for Yad Vashem, cmentarz został uporządkowany i częściowo odnowiony - powstało m.in. lapidarium. 
W 2004 r. miłosnicy Żarek, smozrąd miasta oraz E. Zborowski podjęli staraania o pzreprowadzenie przez Katedrę Judaistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego naukowej inwentaryzacji kirkutu. Do naszych czasów zachowało się o. 1100 nagrobków - w cłości lub w szczątkowych formach. Widać stojące i powalone stele-macewy, groby tumbowe i obramowane, resztki obelisków - z piaskowca, wapienia, granitu, betonu. (...)






W 2014 r. zamontowano unikatowe trzy okaleczone 
macewy żeliwne 
odnalezione rok wcześniej na terenie Sanktuarium Leśniowskiego 
przy pracach ziemnych. (...) 
W Polsce -a i w Europie! - jest tylko 5-6 miejsc, gdzie zachowały się żeliwne macewy - 
w przypadku Żarek z lat 1880, 1886 i 1894. "


                                     

Wykute ornamenty w górnej części macew wskazują na to, 
z jakiego pokolenia pochodziła dana osoba - 
poniższą macewę zdobi Lew Judy, 
więc ta osoba należała do królewskiego rodu Judy,


a ornament w kształcie rąk złożonych do błogosławieństwa to symbol rodu kapłańskiego, czyli Lewiego.

Dwie litery - po prawej i lewej stronie symboli to skrót hebrajskich słów 
"Błogosławionej pamięci".


I jeszcze na koniec małe ostrzeżenie ;-) - na tablicy przeczytaliśmy, że na nagrobkach można znaleźć arabskie cyfry, które są również unikatowe na żydowskich cmentarzach. 
Szukając "zakręconych" arabskich znaków, znaleźliśmy cyfry 
w rodzaju "12, 19, 7" itd i wtedy dotarło do nas, że przecież właśnie 
TO SĄ arabskie cyfry! 
Jakież było nasze zaskoczenie, połączone z konstatacją, jak bardzo nasze wyobrażenia i założenia mogą być błędne, i jak bardzo 
podróże kształcą! :-)))))


 Z jakąś melancholią w sercu i głowie opuściliśmy to wyjątkowe miejsce, 
udając się w stronę 
zbiornika Poraj,
 z zamiarem obejścia go dookoła, 
mijając miejsca ze starymi malowniczymi łódkami, wspomnianymi wyżej marinami, yachtclubami i zatoczkami dogodnymi do zawijania żaglówek.




Pod koniec liczącej kilkanaście kilometrów pętli wokół jeziora ujrzeliśmy tzw. 
ptasią wyspę, 
czyli raj dla ptaków, bezpiecznie oddzieloną od brzegu szerokim pasem wody i wodnej roślinności.


 Wycieczka zajęła nam trochę czasu, więc z przyjemnością podjechaliśmy do Leśniowa, 
gdzie w pobliżu Sanktuarium, w przyjemnej restauracji o nazwie "Przystań", zjedliśmy "międzynarodowy" posiłek, gdyż menu obejmuje dania od pizzy i makaronów począwszy, poprzez kuchnię polską, na plackach po węgiersku skończywszy:-). 
Ale pizzę naprawdę polecamy!
 Słowem - dla każdego coś smacznego. :-))))

****************

"Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej
Patronki Rodzin, jest częścią zespołu klasztornego OO. Paulinów, położonego w Leśniowie – przedmieściu Żarek, w województwie śląskim. Jest ono ważnym ośrodkiem pielgrzymkowym na trasie z Krakowa oraz ze Śląska na Jasną Górę. (...)

Zespół klasztorny OO. Paulinów położony jest w parku koło źródła Leśniówki. 
Składa się z kościoła p.w. Nawiedzenia NMP, ołtarza polowego, kaplicy nad źródłem, klasztoru, dzwonnicy, domu pielgrzyma. Jednonawowy kościół, z węższym, półkolistym prezbiterium był wielokrotnie przebudowywany.
Najstarsza część, z 1559 r. ma charakter gotycko-renesansowy. W 1762 r. dobudowano murowaną kruchtę, a w 1791 przedłużono nawę. W 1798 wybudowano wieżyczkę na sygnaturkę.
Po północnej stronie Sanktuarium znajduje się późno-barokowy klasztor (budowę rozpoczęto w 1755 r.), bez wyraźnych cech stylowych, składający się z czterech skrzydeł z kwadratowym wirydarzem w środku. Na poziomie pierwszego piętra chórem połączony jest z kościołem. W 1963 – 1967 przeprowadzono gruntowną modernizację kościoła, ostatni zaś remont – na 600-lecie Sanktuarium – w 1988 r. Wtedy też wykonano nową polichromię. W latach 1984 – 1986 ustawiono w parku 15 kapliczek różańcowych. W 1994 r. wybudowano wolnostojącą dzwonnicę. (...)
Według bardzo dawnej tradycji kult Matki Bożej Leśniowskiej związany jest ściśle z kultem Matki Bożej Jasnogórskiej. Wracający z Rusi w roku 1382 śląski książę Władysław Opolczyk, bezskutecznie poszukujący wody w okolicy dzisiejszego Leśniowa, zwrócił się w pokornej modlitwie do Matki Bożej i uzyskał niezwykłą łaskę, bo nagle wytrysnęło obfite źródło, dające początek istnieniu do dziś potokowi Leśniówka. W dowód wdzięczności pozostawił w kaplicy p źródle drewnianą figurkę Matki Bożej, którą wiózł razem z Cudownym Obrazem „Czarnej Madonny”. Gotycka statua, 70 cm wysoka, znajduje się dzisiaj w głównym ołtarzu Sanktuarium i jest przedmiotem bardzo żywego kultu.
W roku 1559 kasztelan oświęcimski Jan Koryciński w dowód wdzięczności za liczne łaski umieścił cudowną figurę w specjalnie dlań wybudowanym kościele. Na początku XVIII w. nowy właściciel Leśniowa – Józef Męciński, przebudował istniejący kościół. W 1706 roku aktem fundacyjnym przekazał go paulinom, których posługa w tym Sanktuarium trwała do roku 1864, kiedy to na rozkaz cara Aleksandra II nastąpiła kasata Zakonu. Paulini powrócili do Leśniowa dopiero  w 1936 roku. (...) Od początku obecności figury w Leśniowie rozwija się kult Matki Bożej, czczonej szczególnie jako Patronki Rodzin. Mają tu miejsce liczne łaski uzdrowień fizycznych i duchowych. Nie były one systematycznie rejestrowane. Katalog łask, prowadzony przez OO. Paulinów od 1706 r., wymienia ich kilkaset.(...) Z kultem Matki Bożej, zgodnie z tradycją, związane jest też specjalnie obudowane wywierzysko krasowe, zwane źródłem Najświętszej Maryi Panny."

(źródło: www.lesniow.pl)


Letni dzień był wyjątkowo długi i piękny, więc skusiliśmy się jeszcze na krótki postój przy
Pałacu we Włodowicach. 
Kiedyś był naprawdę okazały i wielka szkoda, że dziś popadł już prawie całkowicie w ruinę. 












środa, 11 lipca 2018

M jak majestat gór i metafizyka


Taki widok z okna witał nas codziennie w "naszym" stuletnim drewnianym, zabytkowym domu na Chramcówkach, zbudowanym w tzw. uproszczonym witkacowskim stylu. 

Symbol Tatr w całej okazałości, 
z chmurami, które tworzą wyższy, 
bo niebiański 
masyw Giewontu,





każdego dnia i o każdej porze wyglądał trochę inaczej,

                                     


 a poniżej sfotografowany z innej perspektywy, otoczony burzowymi chmurami, które nadciągały nad Sarnie Skałki 
i Dolinkę Białego, zmuszając nas do wcześniejszego odwrotu. 

                                   


Chramcówki nr 15 to również siedziba niezwykłego 
Teatru im. Stanisława Ignacego Witkiewicza,





gdzie, dzięki mojej koleżance, pasjonatce teatru i twórczości Witkiewicza, 
miałam okazję obejrzeć porywający spektakl pt. 

"CCY - WITKAC-Y Menażeria wg Juweniliów" St. I. Witkiewicza 

w reżyserii Andrzeja Dziuka 
i niesamowitym wykonaniu aktorów teatru
na scenie A. Bazakbala w Kawiarni Witkacy.




*********************

Następnego dnia rano druga próba pójścia w 
Dolinę Białego 
powiodła się, gdyż tym razem już wcześniej wspominana burza i deszcz 
nadciągnęły dopiero po południu, 
więc zdążyłyśmy bezpiecznie wrócić - pierwsze krople spadły, 
gdy byłyśmy kilkanaście metrów od domu. 

Dolinka zachwyca, jak zawsze, krystaliczną przejrzystości potoku, 
który towarzyszy szlakowi przez prawie całą jego długość, 
szemrząc i spadając małymi kaskadami z progów skalnych. 




Zarówno bliskość płynącej zimnej wody, jak i obecność lasu dają cień, więc wędrówka była przyjemna, mimo panującego na dole w Zakopanem upału. 
Wspinanie było tylko trochę zakłócone przez odbywające się tam akurat jakieś zawody 
i niestety niektórym zbiegającym z góry zawodnikom wydawało się, 
że są jedynymi i najważniejszymi użytkownikami szlaku... 
 Jednak po jakimś czasie wszyscy byli już na dole na mecie 
i w góry wrócił błogi spokój i cisza.