poniedziałek, 31 października 2016

G jak gdzieś tam...


... w dobrym jasnym miejscu, gdzie nie ma czasu, przemijania, 
gdzie są ci, którzy są i Ten, Który Jest...

Listopadowy tryptyk

Żeby nagle zobaczyć
"Więc tak długo trzeba było rozsądku się uczyć
na pytania logicznie odpowiadać
nie mówić bez sensu i od rzeczy
żeby nagle zobaczyć
że nadzieja może być obok rozpaczy
niewiara obok wiary
skakanka dziecięca na podłodze obok trumny
dostojnik obok prosiaka
prawda z palcem na ustach
podopieczny pod kołami karetki pogotowia
modlitwa obok smutnego kotleta na talerzu
i ten krzyk nie umieraj nie odchodź jeszcze okażę ci serce
z którym uciekałem - obok ciszy"
(ks. Jan Twardowski)


 O stale obecnych

"Mówiła że naprawdę można kochać umarłych
bo właśnie oni są uparcie obecni
nie zasypiają
mają okrągły czas więc się nie spieszą
spokojni ponieważ niczego nie wykończyli
nawet gdyby się paliło nie zrywają się na równe nogi
nie połykają tak jak my przerażonego sensu
nie udają ani lepszych ani gorszych
nie wydajemy o nich tysiąca sądów
zawsze ci sami jak olcha do końca zielona..."
     (ks. Jan Twardowski)


"... znają nawet prywatny adres Pana Boga
nie deklamują miłości
ale pomagają znaleźć zagubione przedmioty
nie starzeją się odmłodzeni przez śmierć
nie straszą pustką pełną erudycji
nie łączą świętości z apetytem
bliżsi niż wtedy kiedy odjeżdżali na chwilkę
przechodzą obok z niepostrzeżonym ciałem
ocalili znacznie więcej niż duszę"  
(ks. Jan Twardowski)





wtorek, 18 października 2016

G jak góry...

... miejsce nazwane przez moją przyjaciółkę Dagmarę Narnią... 
Zgadzam się absolutnie - dla mnie jedno z najpiękniejszych i najlepszych na świecie...

Miejsce pełne cudownych wiatronogich koni - wolnych, mądrych i niesamowicie przyjaznych ludziom, 



starych łemkowskich chyż ukrytych między łagodnymi zboczami gór,


krzaków dzikich róż, z owocami o kolorze, któremu niepotrzebny żaden Photoshop,


stareńkich kapliczek, będących świadectwem wiary ludzi, którzy kiedyś tu mieszkali, dla których wywiezienie w czasie i po II wojnie światowej było w większości podróżą niestety tylko w jedną stronę...
zostali zmuszeni szukać dla siebie nowego, gorszego życia gdzieś w obcych stronach..., 


przepięknych kamiennych krzyży, przy których teraz już tylko oczyma wyobraźni możemy zobaczyć stojące kiedyś domy z bujnymi ogródkami i sadami.




No i ta wszechogarniająca Pani jesień, która tylko pod prysznicem zimnego deszczu i przed śmiałkami w pelerynach, zimowych kurtkach, czapkach i szalikach, odkrywa swoje umyte aż do czerwoności kolory w plenerze:




W Beskidzie Niskim sacrum i profanum nadal, jak przed wiekami, istnieją obok siebie, bo oba te pierwiastki istnieć muszą, ale rozdzielone i traktowane z szacunkiem odpowiednim dla każdego:


Oprócz przydomowych i przydrożnych krzyży i kapliczek pozostały jeszcze przecudowne drewniane cerkwie, w których to już przepiękny ikonostas 
oddziela sferę sacrum od profanum:




Pani jesień ma dla nas zawsze swoje cenne, różnorodne dary - ale może już tylko wystarczy posmakować, popatrzeć, więc przestanę gadać...


























środa, 12 października 2016

F jak" far niente"

... czyli "nic-nie-robienie" w typowo włoskim stylu. A jeśli uzupełnimy je nieco, by brzmiało jeszcze lepiej - "dolce far niente" - wychodzi nam nic innego, jak "słodkie nic-nie-robienie" czyli włoski sposób na życie - bez niepotrzebnego pośpiechu, stresu i zajmowania się mało istotnymi sprawami. Ponieważ w życiu najważniejszy jest spokój, by móc jakoś znieść niespokojne czasy, w jakich żyjemy, i ważne są również dobre posiłki, podczas których można spokojnie porozmawiać i zrelaksować się, przy lampce lub kilku lampkach dobrego wina (we Włoszech jest tylko dobre wino, niezależnie czy posiada ono certyfikat jakości czy jest to tzw. 'zwykłe' vino della casa). Jednym słowem - miło spędzić wieczór. To cały sekret podejścia do życia, jaki mają Włosi, dlatego rzadko bywają nerwowi, a najczęściej bardzo serdeczni, uśmiechnięci i z pozytywnym nastawieniem do wszystkiego i wszystkich. Będąc tam nawet przez kilka lub kilkanaście dni warto wejść w taki rytm, spróbować czasem przepuścić główny nurt życia gdzieś obok i przy kieliszku wina lub filiżance dowolnie wybranej kawy, popatrzeć na rzeczywistość z zupełnie innej perspektywy. Trudno przy tym oczywiście nie pamiętać o wyglądających z każdego niemal zaułka wiekach historii, które wciągają w przeszłość i pozwalają poczuć atmosferę średniowiecznego lub renesansowego życia

Niemal każde włoskie miasteczko żyje swoim własnym życiem od stuleci, dlatego każde ma swój niepowtarzalny charakter, każde jest inne.

Jest oczywiście Bolonia ze swoimi niepowtarzalnymi kilometrami arkad,


 gdzie również znajdziemy włoską wersję lokalu "Pod Papugami" ;-),


 jest gościnna winnica znanego pisarza Ferenca Mate, zagubiona wśród pól i lasów,



jest położone bardzo wysoko Spoleto z nowoczesnymi ruchomymi schodami, prowadzącymi do starego centro storico, czyli centrum historycznego,


jest maleńkie klimatyczne Trevi, które praktycznie w całości stanowi muzeum pod gołym niebem, gdzie żyje się, jak widać, jednak całkiem normalnie, 


jest uzdrowiskowe Chianciano Terme, czyli po prostu Chianciano Zdrój z wodami termalnymi i mineralnymi, gdzie gołębie pozują do zdjęć ;-),


 A poza miastami są kilometry etruskich korytarzy kutych w skale. Niewiele wiemy o tajemniczym ludzie Etrusków, a to, co wiemy, to głównie domysły... Jedno wiemy jednak z całą pewnością - najwidoczniej nie lubili wędrować po górach, ponieważ pozostawili po sobie te skalne wąwozy - pewnie po to, byśmy dziś mogli uprawiać nowy rodzaj turystyki, a mianowicie "e-trustykę", którą chcę niniejszym spopularyzować;-))))

 


Jest także Orvieto, którego katedra powstała jako przecudowny i jedyny w swoim rodzaju relikwiarz dla relikwii ciała Jezusa, w które została przemieniona hostia w 1260 r.


W Orvieto jest też ciekawa wieża zegarowa, która jeszcze ciekawiej wygląda od środka,


oraz Studnia św. Patryka, mająca dwie klatki schodowe przeznaczone głównie dla osłów noszących wodę z samego jej dna - korytarze skonstruowano tak, by wchodzące i schodzące zwierzęta nigdy się nie spotkały po drodze - mogły się widzieć tylko przez okna z naprzeciwka.


Dotarliśmy też do Civita di Bagnoregio - miasteczka, dla którego czas się powoli kończy, a tak naprawdę zatrzymał się dawno temu, ponieważ jest to "miasto, które umiera" ... 
Niedługo po tym, jak go zbudowano, okazało się, że tylko wierzchnia warstwa gruntu, do pewnej głębokości, to skała, a pod nią znajdują się pokłady gliny, która obsuwa się w bardzo szybkim tempie, powodując oberwania kolejnych fragmentów miasta. Większość mieszkańców wyprowadziła się z miasteczka, teraz jest w nim życie głównie dzięki turystom, którzy odwiedzają to niezwykłe miejsce.  


I wreszcie stolica Toskanii - Florencja, która zawsze ma klucz do mojego serca :-);-)




oraz niezapomniane krajobrazy toskańskie...


Miło się wspomina, zwłaszcza gdy za oknem nadal szaro, i tak bardzo nie chce się wracać do rzeczywistości...