wtorek, 18 października 2016

G jak góry...

... miejsce nazwane przez moją przyjaciółkę Dagmarę Narnią... 
Zgadzam się absolutnie - dla mnie jedno z najpiękniejszych i najlepszych na świecie...

Miejsce pełne cudownych wiatronogich koni - wolnych, mądrych i niesamowicie przyjaznych ludziom, 



starych łemkowskich chyż ukrytych między łagodnymi zboczami gór,


krzaków dzikich róż, z owocami o kolorze, któremu niepotrzebny żaden Photoshop,


stareńkich kapliczek, będących świadectwem wiary ludzi, którzy kiedyś tu mieszkali, dla których wywiezienie w czasie i po II wojnie światowej było w większości podróżą niestety tylko w jedną stronę...
zostali zmuszeni szukać dla siebie nowego, gorszego życia gdzieś w obcych stronach..., 


przepięknych kamiennych krzyży, przy których teraz już tylko oczyma wyobraźni możemy zobaczyć stojące kiedyś domy z bujnymi ogródkami i sadami.




No i ta wszechogarniająca Pani jesień, która tylko pod prysznicem zimnego deszczu i przed śmiałkami w pelerynach, zimowych kurtkach, czapkach i szalikach, odkrywa swoje umyte aż do czerwoności kolory w plenerze:




W Beskidzie Niskim sacrum i profanum nadal, jak przed wiekami, istnieją obok siebie, bo oba te pierwiastki istnieć muszą, ale rozdzielone i traktowane z szacunkiem odpowiednim dla każdego:


Oprócz przydomowych i przydrożnych krzyży i kapliczek pozostały jeszcze przecudowne drewniane cerkwie, w których to już przepiękny ikonostas 
oddziela sferę sacrum od profanum:




Pani jesień ma dla nas zawsze swoje cenne, różnorodne dary - ale może już tylko wystarczy posmakować, popatrzeć, więc przestanę gadać...


























2 komentarze:

  1. jakby się dało to wrzuciłabym do komentarza same serduszka :) cudne ujęcia ...

    OdpowiedzUsuń
  2. To zasługa Beskidu Niskiego i Twoja - to Ty zaciągnęłaś mnie nad tą cudną rzeczkę ;-):-). Dziękuję :-)))

    OdpowiedzUsuń