środa, 8 czerwca 2016

D jak Dolina Sanki

 W krakowskiej części Jury Krakowsko-Częstochowskiej od zawsze płynie potok Sanka, a skoro płynie, to czemu nie pójść na spacer jego odwiecznym śladem. Aby znaleźć się w jego dolinie, można rozpocząć wędrówkę w Dolince Mnikowskiej,

       

w której znajduje się kamienny ołtarz z dużym kilkumetrowej wysokości obrazem Matki Boskiej Skalskiej wykonanym w 1863 r. najprawdopodobniej przez znanego taternika Walerego Eliasza - Radzikowskiego, odnowionym w 2011 r., o czym informuje stosowna tablica. Legenda głosi, że kilku powstańców w czasie Powstania Styczniowego, szukając schronienia przed wojskiem rosyjskim, trafiło do Doliny Mnikowskiej. Zrozpaczeni szukali kryjówki i wówczas z pomocą przyszła im kobieta, wskazując jaskinię. Gdy niebezpieczeństwo minęło, chcieli podziękować nieznajomej. Gdy nie mogli odszukać jej, uznali, że była to Matka Boża i z wdzięczności postarali się o namalowanie jej wizerunku na skale. 
Dziś prowadzi do niego mostek i wygodne, choć strome schody ze stacjami Drogi Krzyżowej, a wejście do jaskini znajduje się z prawej strony za skałą z malowidłem.

      

 Nie wiem, skąd artysta czerpał inspirację, ale mnie malowidło skojarzyło się z dziełami Paul'a Gaugain'a, głównie ze względu na kolor i rysy twarzy Madonny.

       

Warto było wspiąć się tymi schodkami na samą górę również po to, by podziwiać roztaczający się stamtąd widok oraz zobaczyć pamiątkową tabliczkę informującą, że tą samą drogę przemierzył papież Jan Paweł II w 2004 roku. Wcześniej natomiast - w 1952 r. młody wówczas ksiądz Karol Wojtyła wybrał się na wycieczkę ze studentem Jackiem Fedorowiczem i w tym miejscu wraz z napotkanymi osobami odmówili niedzielne nieszpory.


A nasze drogi prowadziły kolejno niebieskim, czerwonym i czarnym szlakiem, ale pojawił się też kolor żółty i nieco inne oznaczenia - z naszym traktem łączył się momentami małopolski odcinek Szlaku Świętego Jakuba oznaczony charakterystycznym żółtym krzyżem, muszlą lub zwyczajną żółtą strzałką, która dla niewtajemniczonych wygląda na namalowaną zupełnie przypadkowo.



Tak wędrując, dotarliśmy w okolice Zimnego Dołu - najpierw ostro pod górę, by cienistą dróżką wijącą się między omszałymi skałami i bluszczami, w dość tajemniczej atmosferze, dotrzeć do miejsca, skąd pomiędzy krzakami porastającymi szczyt tego niewielkiego pagórka widać było małą dolinkę.


Następnie w dół tą samą drogą już docelowo do Zimnego Dołu, gdzie bije jedyne w regionie krakowskim źródło krasowe, w którym woda wypływa bezpośrednio z jaskini.


Nieopodal napotkaliśmy kolejne ciekawe miejsce - teren prywatny należący do tajemniczego Kropka, który nie życzy sobie być dokarmianym...;-))).


Uszanowaliśmy zatem jego prośbę, co było tym łatwiejsze, że nie mieliśmy szczęścia go spotkać i zboczem Bukowej Góry, mijając tereny dawnego grodziska,


przez wspaniały bukowy las


z malowniczymi wąwozami, dotarliśmy na szczyt Bukowej Góry (378 m. n.p.m.), poganiani przez burze, które krążyły w okolicy. Jak zostało skrupulatnie obliczone, uniknęliśmy czterech kataklizmów, które mogły w każdej chwili rozpętać się nad naszymi głowami,


i w ten sposób, na ostatnim odcinku już zmotoryzowani, szczęśliwie dotarliśmy na obiad do Trzebini, której odnowiony i ciekawie zaaranżowany ryneczek - z kamiennymi mostkami, mini-rzeczką, krzewinkami i drzewkami prezentuje się naprawdę pięknie.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz