czwartek, 23 czerwca 2016

D jak Dolny Śląsk - Sokołowsko

Kraina niesamowicie bogata pod każdym względem - historycznym, geograficznym i turystycznym; to góry, zamki, kopalnie różnych minerałów i sztolnie, uzdrowiska, opactwa, kościoły różnych wyznań, bliskość granicy z Czechami i atrakcje u naszych sąsiadów, takie jak na przykład cudowne Skalne Miasta. 
Pojechaliśmy tam głównie po to, by zobaczyć właśnie dwa z nich - Teplice nad Metuji i Adrspachske Skalni Mesto. 

Oba te rezerwaty przyrody nieożywionej były bezapelacyjnie cudowne, niepowtarzalne i zaskakujące, o czym będzie w następnej części, ale jednak, mimo wszystko, najbardziej niezwykłym i zaskakującym miejscem, które odwiedziliśmy, była 
cerkiew prawosławna pod wezwaniem Michała Archanioła w Sokołowsku. 
Maleńka, schowana za drzewami w parku zdrojowym tego bardzo znanego niegdyś uzdrowiska, 




przepięknie odnowiona,
absolutnie zawładnęła naszymi myślami i uczuciami i dla mnie osobiście to właśnie ona, zupełnie niespodziewanie, stała się najwspanialszym miejscem okolic Wałbrzycha, które już na zawsze pozostanie w moim sercu. 




Stało się tak jednak nie tylko za sprawą samej budowli, ale głównie dzięki 
bratu Łukaszowi - opiekunowi cerkwi, który zapoznał nas z jej niełatwą, bolesną historią. 




Ale jej teraźniejszością są właśnie takie osoby, jak mitrat - ks. Eugeniusz Cebulski, czyli proboszcz cerkwi, którego również mieliśmy okazję poznać, 
i brat Łukasz - młody mnich, którego słowa trafiały wprost do serca. Mówił o historii, o duchowości, o ekumenizmie w przepiękny sposób 
- w jego słowach czuć było uduchowienie i prawdę, którą ten mnich - pustelnik żyje na co dzień. 
Były to słowa nienarzucające nikomu swojej prawdy, niechcące przekonywać na siłę, pełne spokoju i pokoju, piękna człowieka, który brał je ze swojego wnętrza, z życia modlitwą i pracą, niewyuczone, niewyklepane i niebanalne, mocne w swej głębi, i stąd właśnie brała się ich siła,  niesamowita autentyczność, która skłaniała do refleksji, zapraszała do zagłębienia się w życie, jakie ten człowiek prowadzi - w ciszy i zgodzie z Bogiem, z samym sobą i z innymi ludźmi. 
Pokój i cicha radość płynęły od niego w niemal namacalny sposób i nie chciało się wychodzić z tego przepięknego wnętrza świątyni wypełnionego modlitwą i ciszą. 
Przez wiele godzin po opuszczeniu cerkwi miałam ją nadal bardzo żywo w swoim sercu i myślach i ilekroć przypomnę sobie to niezwykłe miejsce i niezwykłego człowieka, nadal bardzo ciepło o nich myślę.




Jednak po zakończeniu wizyty w cerkwi uświadomiłam sobie, że brat mówił o wszystkim i wszystkich, tylko w swojej skromności nic właściwie nie powiedział o sobie i nawet nie wiedzieliśmy, jakie ma imię i bardzo mnie to "męczyło", ponieważ imię, jakie każdy z nas nosi, jest zawsze ważne i chciałabym je znać, kiedy już miałam z kimś kontakt. 
Dzięki Beatce, która bardzo skutecznie poszperała w zasobach internetu, mogłam poznać nie tylko jego imię, ale dowiedzieć się nieco więcej o nim z artykułu - wywiadu zamieszczonego w "Dzienniku Wałbrzyskim". Nie oddaje on niestety nawet w części niezwykłego ducha i osobowości brata Łukasza, ale i tak warto przeczytać:


Nie mogę nie powiedzieć również kilku słów o historii cerkwi 
- a jest to zadziwiająca "Historia cudami pisana" 
- jak zatytułowany został artykuł zamieszczony w gazecie "Gość Świdnicki". 
Jest to chyba najtrafniejsze streszczenie, jakie można sobie wyobrazić, ponieważ niemożliwe jest, by taka historia przywracania cerkwi najpierw jej sakralnej funkcji, a potem należnej jej godności i piękna, była przypadkowym zbiegiem okoliczności... 
Poniżej cytuję jego fragmenty, a całość można znaleźć pod linkiem:


"Na wprost wejścia do świątyni, tam, gdzie powinien znajdować się obraz ołtarzowy, stał kredens. W prezbiterium umiejscowiono kuchnię, a pod kopułą świątyni sypialnie – taki obraz zobaczył ks. mitrat Eugeniusz Cebulski, gdy pierwszy raz stanął przed cerkwią w podwałbrzyskim Sokołowsku.(...)
Cud pierwszy: wiem, że to Dom Boży
Ks. Eugeniusz wybrał się do Sokołowska. – Radość mieszała się z przerażeniem – wspomina emocje sprzed kilku lat. – Cerkiewka była przepiękna, usytuowana na niewielkim wzniesieniu, wśród zieleni. Jednak dobudowano do niej taras, rozpięto na nim hamak. Kopuły nie wieńczył krzyż.
Spytałem wprost właściciela, czy byłby gotów odsprzedać budynek. Pamiętam jak dziś – głos ks. Eugeniusza łamie się. – Zapadła cisza... Gospodarz obrócił się do mnie plecami, a przodem do budynku... Zacząłem modlić się o natchnienie Ducha Świętego dla niego... „Wiem, że to Dom Boży. Dogadamy się” – usłyszałem po chwili – mówi proboszcz.
-Gdy właściciel przedstawił cenę, radość się skończyła – kontynuuje opowieść ks. Eugeniusz.(...)
Cud drugi: spotkaliśmy ludzi
Po kilku kolejnych miesiącach do fundacji Renovabis zgłosił się pan, który wyraził chęć dofinansowania jednego z projektów. Gdy przeglądał listę wniosków, zwrócił uwagę na... cerkiew w Sokołowsku. „A to?” – miał spytać. „Tym się nie zajmujemy, projekt odrzucony” – usłyszał od pracownika. „Ale ja chcę sfinansować właśnie to”. – Okazało się, że pan na cele charytatywne chciał przeznaczyć dokładnie taką kwotę, jakiej potrzebowaliśmy na wykup świątyni! – emocjonuje się ks. Cebulski. Po chwili dodaje: – Nie znamy nazwiska darczyńcy. Nigdy go nie poznaliśmy. Tu ks. Eugeniusz wykonuje szeroki znak krzyża. Na moje zdziwione spojrzenie odpowiada: – To moja modlitwa za niego. Pamiętamy o nim podczas każdego nabożeństwa w Sokołowsku, podobnie podczas modlitw odprawianych w cerkwi we Wrocławiu. Bóg zapłać!
Gotowi na kolejne cuda
(...) Chcemy stworzyć miejsce spotkań ludzi różnych tradycji i narodowości. Chcemy dać im możliwość poznania się i zaprzyjaźnienia, dostrzeżenia tego, co dzieli, ale i tego, co łączy – deklaruje ks. Cebulski."







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz