piątek, 3 czerwca 2016

ć jak ćma

Każda z nich niezwykła - obojętne czy nazywa się "Tiger Moth" - po polsku niedźwiedziówka (możemy się tylko zastanawiać, czemu nie 'tygrysiówka'?;))) i jest nocnym motylem,



tiger moth (źródło: www.medianauka.pl)


czy jest pięknym samolotem, dziś już zabytkowym, na którym mają szansę latać tylko nieliczni - ci, którzy bardzo bardzo tego chcą.



"Tiger Moth", fot. Andrzej Rutkowski (źródło: www.dlapilota.pl)

Jest pewnie parę takich osób, a wśród nich niezwykły polski pilot Jacek Mainka, który jest właścicielem takiego pięknego zabytkowego dwupłatowca z 1939 roku. Nauka latania nim była przygotowaniem do spełnienia jego wielkiego marzenia z dzieciństwa - żeby kiedyś zasiąść za sterami "Spitfire"... Marzenie to nie wzięło się znikąd - miało swój początek w solidnych korzeniach lotniczych - dziadek pana Jacka był w czasie II wojny światowej mechanikiem w Dywizjonie 303. Poniżej przytaczam fragment wywiadu z Jackiem Mainką, którego całość gorąco polecam (w skrócie: wytrwałość, wielka historia, profesjonalizm i świetne poczucie humoru), i który znajdziecie na stronie:


"W polataniu „Spitfire” chodziło o pewną symbolikę i dokonanie. Mój dziadek (drugi mąż mojej babci) był mechanikiem w I Pułku Lotniczym na Okęciu przed 1939 rokiem. Po Kampanii Wrześniowej przedostał się do Francji i zgłosił się do „Dywizjonu Fińskiego” tamże. Znowu ewakuacja - tym razem na Wyspę Ostatniej Nadziei – i tym razem przydział do tworzącego się 303 Dywizjonu Myśliwskiego. Następne 6 lat – praca przy („Hurricane”-krótko) „Spitfire”. Odkąd pamiętam chodziłem z Dziadkiem Rysiem na spotkania lotników. Oczywiście samolot bardzo mi się podobał, w ogóle wszystko działało na wyobraźnie i wygłosiłem kiedyś na takim spotkaniu publiczne słynne „jak dorosnę to takim będę latał”. Starsi panowie uśmiechnęli się (smutno) – zła strona Żelaznej Kurtyny, żadnych szans na bycie milionerem w Anglii, służba w RAF w BBMF odpada z definicji... „Raczej Ci się nie uda”...

Choć na przykład Pułkownik Witorzeńć był nastawiony bardziej entuzjastycznie i nawet chciał się zakładać – żeby móc przegrać."


Może to być zaskoczeniem (dla mnie przynajmniej było), ale, jak wspomniałam wcześniej, opanowanie pilotażu na "Tiger Moth" świetnie przygotowuje do latania "Spitfire", więc był to pierwszy ważny krok w kierunku realizacji swojego wielkiego marzenia, które przecież zrealizował!



Start Spitfire XVI TE184 z Bremgarten. fot. Johannes Heimberger (źródło: www.dlapilota.pl)

I jeszcze jeden krótki fragment z wywiadu z Jackiem Mainką:

"Kiedy pierwszy raz leciałem „Spitfire” miałem trochę nadzieję, że nie będzie mi się podobało, że jest „przereklamowany”. „Niestety”, bardzo mi się podobało. Jest to bardzo fajny samolot, a entuzjastyczne opinie na jego temat sprawdziły się, jak dla mnie, w pełni. "


Swoją radością pan Jacek dzielił się z innymi, wśród nich były niezwykłe osoby - wymienię dwie z nich; po locie "Spitfire" zaprosił na lot swoim "Tiger Moth" panią Jadwigę Piłsudską - córkę Marszałka Józefa Piłsudskiego, która była pilotem tzw. personelu pomocniczego w czasie II wojny światowej w Wielkiej Brytanii. Drugą osobą był pan Jerzy Główczyński, przyjaciel jego dziadka i pilot 308 Dywizjonu Krakowskiego.

Później przyszedł czas, że przekonał swojego kolegę - Anglika, Stephen'a Stead'a, właściciela "Spitfire", by pozwolił mu przylecieć nim do Polski na pokazy lotnicze.

I tu zaczyna się NASZA przygoda ze "Spitfire".

Naszym marzeniem było zobaczyć ten piękny zabytkowy samolot. Pierwsza próba, mimo długiego oczekiwania i do końca nadziei, że jednak tego dnia przyleci, nie powiodła się ze względu na złą pogodę. Jednak tak łatwo nie dałyśmy za wygraną i nadal robiłyśmy wszystko, żeby być we właściwym czasie i właściwym miejscu, żeby na własne oczy zobaczyć ten samolot. 
My, to znaczy moja przyjaciółka Dagmara i ja. 

Nasza wytrwałość została nagrodzona i to o wiele bardziej, niż mogłyśmy się spodziewać - 
miałyśmy możliwość oglądać go z BARDZO BLISKA i choć był dosłownie na wyciągnięcie ręki, to jednak nie śmiałyśmy go dotknąć. Pożerałyśmy tylko wzrokiem i matrycami naszych aparatów fotograficznych każdy fragment jego niepowtarzalnej sylwetki.




A później nasze pozostałe zmysły chłonęły cudowny, głęboki, charakterystyczny dźwięk silnika i zapach paliwa, gdy pan Jacek Mainka rozpoczął uruchamianie do startu. 




Wkrótce "Spitfire" zaczął kołować, rozpędzać się na pasie startowym i już był w swoim żywiole - tam, gdzie czuje się najlepiej. Jeszcze przez chwilę widać było jego piękny kształt na tle nieco szarego tego dnia nieba i już znikał nam z oczu... Ale nie z serca - od tamtej chwili minęły już prawie dwa lata, ale ten dzień i samolot pozostanie już na zawsze w naszej pamięci jako coś wyjątkowego, jako kawałek wspaniałej historii Polaków walczących w Bitwie o Anglię, która została jeszcze raz przypomniana i ożywiona dzięki wspaniałym pasjonatom lotnictwa. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz